Dzisiaj piękne wrześniowe słońce zachęciło mnie do długiego
spaceru. Po drodze pozbierałam kasztany i,
dzięki temu, poczułam się jak w
domu… Spacer, kasztany, słońce… No, ale
trzeba szybko „otrząsnąć” się z nostalgii, pracy jest mnóstwo. Stres ogromny, eseje,
statementy, aplikacje, zajęcia, powtórki – wszystkie mamy bardzo napięty plan
dnia. Skrajne emocje dopadają w najmniej
właściwym momencie… Fantastyczne
natomiast jest to, że tu, w naszym internacie, czyli tzw. „boarding house”,
wszystkie bardzo się wspieramy. Mimo, że towarzystwo jest międzynarodowe (a może właśnie dlatego)
działamy jak dobry zespół i stanowimy fajną grupę przyjaciół. Pomagamy sobie w
lekcjach, czytamy nawzajem te nasze Personal Statements i próbujemy coś
ulepszać, poprawiać, redagować. Kiedy któraś przeżywa jakieś smutki, tęsknoty czy
załamania - wszystkie są gotowe
pomagać, zagadywać, organizować … od
pieczenia ciasta po wspólne oglądanie filmu - cokolwiek w danej chwili wydaje
się mieć terapeutyczne działanie. Mogę
więc z całym przekonaniem stwierdzić, ze „prawdziwych przyjaciół poznaje się …
w stresie aplikowania na uniwersytet”!
Łączna liczba wyświetleń
niedziela, 28 września 2014
niedziela, 21 września 2014
Dla wszystkich ciekawych i zadających pytania :)
Mocno już weszłam w codzienny tryb internatowego i
szkolnego życia. Obecnie tematem dominującym jest składanie aplikacji na wyższe
uczelnie i wszystkie żyjemy pod presją pisania tzw. „Personal Statement”.
Cały proces aplikacyjny w wielkiej Brytanii jest dosyć żmudny i
skomplikowany – zajmuje też parę miesięcy. Wszystko zaczyna się przedostatniej klasie liceum (Year 12), kiedy
zdaje się egzaminy stanowiące pierwszą
połowę angielskiej matury, tzw. AS (Advanced Subsidiary). Ja też borykałam się z „A-Levelsami” prawie cały maj w zeszłym roku, a wyniki
przyszły mailowo w sierpniu, w dzień moich 18-tych urodzin. Całe szczęście, że
okazały się takie, jakich oczekiwałam –
był to bardzo fajny urodzinowy prezent.
W
międzyczasie trzeba było – w wakacje – zorganizować i zaliczyć tzw. „work
experience”, czyli coś w rodzaju praktyk, dających rozeznanie co do kierunku
studiów i ewentualnego przyszłego zawodu, jaki chcemy wykonywać. Brytyjscy uczniowie mają na to więcej czasu,
ja musiałam uporać się z moimi „work experience” w dwa wakacyjne miesiące. Do tego doszło jeszcze zdawanie egzaminów z
języka angielskiego: IELTS (wymagany na uczelnie brytyjskie) oraz TOEFL (na
uczelnie amerykańskie – na wszelki wypadek). Chyba jestem więc
usprawiedliwiona, że niezbyt dużo pisałam na blogu?
Wymogiem
szkoły było, żebyśmy przyjechały we
wrześniu z gotowym „szkicem” naszego Personal Statement. Właśnie teraz
nad nim pracujemy i szlifujemy go, precyzując akapit po akapicie. Jest to list
motywacyjny, który w dużej mierze decyduje o przyjęciu na studia. Opisuje się w
nim jakie studia chce się podjąć, co
zaważyło na takim wyborze, jaką literaturę przedmiotu się czyta, jakie się ma
pasje, plany na przyszłość, czy angażowało się w jakieś organizacje, kluby,
wolontariaty w szkole i poza nią itd. Należy także opowiedzieć o przebytych
„work experience” i ich znaczeniu dla wybranego kierunku studiów– a wszystko ma
nie przekraczać 4 tys. znaków, ze spacjami włącznie! No i oczywiście, taki list
musi być jedyny w swoim rodzaju i bardzo indywidualny tak, aby skierować uwagę
rekrutujących pracowników uczelni
właśnie na nas! To jeszcze nie cała
trudność: aplikuje się do pięciu uczelni, w każdej z nich kierunki studiów
troszkę się różnią, a Personal Statement może być tylko jeden. Należy więc w
nim, bardzo dyplomatycznie, pogodzić wszystkie uczelnie i kierunki i sprawić,
żeby wszędzie pasował.
Napisanie
Personal Statement nie kończy jeszcze
procesu aplikowania. Należy jeszcze
wypełnić długą aplikację UCAS (Universities and Colleges Admissions Service), dołączyć listy z
rekomendacjami od nauczycieli, oceny z AS i wysłać całość – mniej więcej do końca
października. Potem czeka się nerwowo na oferty uczelni. Szczęściarze nie mogą
się jednak cieszyć do końca, bo przyjęcie jest uwarunkowane tym, czy osiągniemy
wymagane przez uczelnię oceny A-levels, z drugiej połowy angielskiej matury,
którą zdaje się się pod koniec ostatniej klasy (Year 13)! Warunki podane są bardzo precyzyjnie:
uczelnia wyszczególnia przedmioty i podaje wymaganą ocenę. Jak więc widać,
trzeba się jeszcze bardzo rzetelne uczyć na bieżąco!
piątek, 12 września 2014
Znowu w szkole :)
Wiem, że ostatnio trochę Was zaniedbywałam, ale było mnóstwo spraw nie cierpiących zwłoki, które wymagały mojego czasu. Jak się zapewne domyślacie, jestem już z powrotem w Mayfield i zaczynam kolejny bardzo pracowity, ale także trochę (mam taką nadzieję) ekscytujący, bo to właśnie rok aplikowania na studia. Pogoda u nas dzisiaj iście wakacyjna. Słoneczko mi pięknie świeci zza okna. Smutno mi trochę było wracać tutaj, ale jak już postawiłam moją stopę w szkole, to poczułam się od razu jak u siebie w domu. Naprawdę już się bardzo przyzwyczaiłam do tego miejsca. Jest to moje kolejne miejsce na ziemi :) Pracy także jest mnóstwo. Cały zeszły weekend zajmowałyśmy się nowymi uczennicami, organizowałyśmy zajęcia itd, żeby się zaaklimatyzowały. Pamiętam, że mnie się to w zeszłym roku bardzo podobało także bardzo chętnie pomagałam. Poza tym: studia, aplikacje itd są teraz głównym tematem naszych zainteresowań ;) Będę Wam oczywiście dalej składać raporty, tylko może z lekkim opóźnieniem, ale będę się starać. Obiecuję! Na razie życzę miłego, wrześniowego weekendu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)