Dzisiaj piękne wrześniowe słońce zachęciło mnie do długiego
spaceru. Po drodze pozbierałam kasztany i,
dzięki temu, poczułam się jak w
domu… Spacer, kasztany, słońce… No, ale
trzeba szybko „otrząsnąć” się z nostalgii, pracy jest mnóstwo. Stres ogromny, eseje,
statementy, aplikacje, zajęcia, powtórki – wszystkie mamy bardzo napięty plan
dnia. Skrajne emocje dopadają w najmniej
właściwym momencie… Fantastyczne
natomiast jest to, że tu, w naszym internacie, czyli tzw. „boarding house”,
wszystkie bardzo się wspieramy. Mimo, że towarzystwo jest międzynarodowe (a może właśnie dlatego)
działamy jak dobry zespół i stanowimy fajną grupę przyjaciół. Pomagamy sobie w
lekcjach, czytamy nawzajem te nasze Personal Statements i próbujemy coś
ulepszać, poprawiać, redagować. Kiedy któraś przeżywa jakieś smutki, tęsknoty czy
załamania - wszystkie są gotowe
pomagać, zagadywać, organizować … od
pieczenia ciasta po wspólne oglądanie filmu - cokolwiek w danej chwili wydaje
się mieć terapeutyczne działanie. Mogę
więc z całym przekonaniem stwierdzić, ze „prawdziwych przyjaciół poznaje się …
w stresie aplikowania na uniwersytet”!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz