Czas
mija szybko… Zamykam 2014 rok i czekam
na kolejny. A że koniec roku i Sylwester
to czas podsumowań, bilansów i noworocznych postanowień, więc i ja
zamyśliłam się nieco… i sporządziłam
listę (alfabetycznie) wszystkich ważnych osób oraz istotnych i tych mniej istotnych rzeczy,
zdarzeń, spraw, które charakteryzowały mój Stary Rok 2014:
A - jak application. Proces aplikacji na wyższe uczelnie w Wielkiej Brytanii i USA zdominował moje życie na wiosnę (egzaminy), latem (praktyki zawodowe tzw. work experiences wymagane przez uniwersytety i oczekiwanie na wyniki egzaminów) oraz jesienią (wypełnianie formularzy aplikacyjnych i pisanie esejów)…
B- jak BAS czyli British Alumni Society (Stowarzyszenie Absolwentów Szkół Brytyjskich)- instytucja, dzięki której funkcjonuje w Polsce program stypendialny na naukę w brytyjskich szkołach średnich, dzięki któremu i ja przeżywam swoją przygodę! Trzymam kciuki za wszystkich, którzy teraz podejmują wyzwanie!
C- jak Cambridge gdzie w grudniu odbyłam tzw. university interview. Nie wiem, jakie będą wyniki, ale samo interview było wielkim wyzwaniem i intelektualną stymulacją. College w Cambridge robią ogromne wrażenie swoim majestatem, atmosferą oraz architekturą, a samo miasteczko jest urocze.
D- jak St. Dunstan’s House czyli mój internat (Boarding House). Jak w „Harrym Potterze” mieszkam w omalże średniowiecznych murach, chodzę po starych, skrzypiących schodach i –już nie- błądzę po zakamarkach starego zakonu.
E- jak economics czyli jeden z przedmiotów, jakie wybrałam na moją brytyjską maturę, czyli tzw. A- Levels.
F- jak Friends. Trafiłam w Anglii na świetne, międzynarodowe towarzystwo. W naszym „boarding house” zgrałyśmy się niesamowicie, wspólnie dzieląc dole i niedole, radości i chandry oraz fajnie organizując sobie wolny czas. Nawet trochę razem popodróżowałyśmy J bo kiedy zaczęła się przerwa świąteczna, zamiast prosto do domów, wyruszyłyśmy wspólnie na kilkudniową wyprawę i zwiedziłyśmy Brukselę oraz Paryż.
G- jak Globe Theatre, gdzie widziałam Titusa Andronicusa Wiliama Szekspira. Sam teatr Globe wraz z koncepcją teatru elżbietańskiego – robi ogromne wrażenie, a co dopiero odgrywane w nim przedstawienie! Wszystko na wolnym powietrzu, ogromna ilość miejsc to miejsca stojące, na scenie krew lała się strumieniami! Wrażenie niezapomniane. Bezcenne!
H-jak half-term czyli przerwa semestralna.
Rok szkolny w UK podzielony jest na trzy semestry, jest więc sporo przerw i,
wbrew pozorom, dosyć często przyjeżdżam do Polski (mniej wiecej co 5,6
tygodni). Pierwszy trymestr trwa do połowy października). Wtedy przypadają
pierwsze ferie trwające kilka dni. Drugi trymestr trwa od końca października do
połowy lutego, ale przecież w międzyczasie przypada przerwa świąteczno-noworoczna.
Trymestr trzeci, rozpoczynający się po kilkudniowej przerwie w lutym, trwa do
końca roku szkolnego, ale w jego trakcie przypadają przerwa wielkanocna, trwająca
około dwóch tygodni. Pod koniec maja (lub
na początku czerwca) jest kilka kolejnych
wolnych dni. Rok szkolny kończy się na początku lipca L.
I-jak Internet, a wraz z nim w pakiecie
Skype, dzięki któremu mogę pogadać z rodziną i znajomymi w Polsce (a kiedy
jestem w domu, z koleżankami z Anglii).
J – jak jazdy, w ramach kursu na prawo jazdy, który robię z tzw. „doskoku” w rodzinnej Częstochowie. Mam ogromną frajdę, tylko nie wiem czy może nie bardziej użytecznie byłoby ćwiczyć ruch lewostronny?
K- jak Karolina. Karolina to stypendystka BAS w St. Leonards Mayfield’s School, która otrzymała stypendium razem ze mną. Wspieramy się ogromnie, razem podróżujemy do Polski i z powrotem, mieszkamy obok siebie w internacie. Razem stanowimy bardzo dobry duet!
L- jak Londyn. Czasem w weekendy wyprawiamy się do Londynu, na zakupy, albo po prostu pospacerować po mieście. Czasami urodziny którejś z nas świętujemy w Londynie. Czasami jeździmy na jakieś wykłady albo do teatru. Oswoiłam już i lubię to miasto, chociaż Krakowa i Nowego Jorku żaden Londyn nie przebije!
Ł- jak car wash czyli zorganizowana przeze mnie akcja charytatywna, podczas której przez cały dzień myłyśmy samochody okolicznym mieszkańcom! Akcja zakończyła się sukcesem – nie tylko uzbierałyśmy sporą sumę funtów i mogłyśmy zaprosić do szkoły ubogie londyńskie dzieci, ale też żaden z samochodów nie uległ zniszczeniu i porysowaniu karoserii!
M -jak Mama – mama to mama, nie muszę chyba nic wyjaśniać…
N- jak niestety. Niestety zostało mi już tylko pół roku w St.Leonards Mayfield School for Girls…
O – jak oferty z uniwersytetów, na które wszystkie czekamy. Mam już jedną, ale chciałabym mieć większy wybór… Cóż, wszystko rozstrzygnie się w ciągu najbliższych tygodni!
P- jak prefect. W systemie angielskim samorząd szkolny to tzw. prefekci. Prefekci pilnują przestrzegania zasad w szkole i w internacie, dbają o atmosferę i organizację aktywności uczniów, np. odpowiadają za organizację imprez, uroczystości, apelów, dni otwartych itd. Ich zdanie jest również brane pod uwagę przy podejmowaniu kluczowych dla szkoły decyzji. W tym roku szkolnym jestem tzw. charity prefect i zajmuję się wszelkiego rodzaju akcjami charytatywnymi.
Q –jak Qeen Elizabeth II, God save the Queen! Czasem, kiedy jestem w Londynie, kieruję swoje kroki pod oficjalną rezydencję brytyjskich monarchów czyli Buckingham Palace. Królowa czasem jest w domu a czasem Jej nie ma (flaga), ale na herbatkę jeszcze nie zostałam zaproszona L!
R- jak Rodzina. Będąc
daleko od domu jeszcze bardziej cenię sobie więzi rodzinne i lubię, kiedy
spotykamy się cała rodziną… Niniejszym pozdrawiam Michała, Żanetę i dzieciaki!
S- jak SAT czyli egzaminy, które musiałam zdawać z powodu moich
zakusów, żeby aplikować na studia w USA. Duuużo tego zdawania było, jeździłam
kilkakrotnie na egzaminy w tę i z powrotem do Hastings. W czerwcu podchodziłam
do SAT-ów po raz pierwszy, „z marszu”, w wakacje uczyłam się trochę i w
październiku poprawiałam wyniki. Od razu zapisałam się na termin listopadowy,
„w razie czego”, ale nie trzeba było, bo zdałam OK. Ostatnie egzaminy, tzw. SAT-y przedmiotowe
zdawałam 6 grudnia, w Mikołajki! Ogromnie dziękuję Janet za pomoc i wsparcie
oraz wskazówki, jakich mi udzieliła.
T – jak Tata, który jest moją „agencją podróży”. Tata rezerwuje wszystkie bilety na samolot, pamięta o wszystkich terminach i lotach. Tata podwozi mnie i odbiera z lotniska, a to z Katowic, a to z Krakowa, trafił nam się także kiedyś Modlin… Jest niezawodny!
U- jak urodziny. W sierpniu miałam osiemnastkę i udało mi się świętować ją kilkakrotnie: w Częstochowie, w Krakowie i w Mayfield!
V- jak V LO w Krakowie. Mam ciepły kącik w sercu dla mojej klasy w „piątce” i mocno trzymam kciuki za ich maturę!
W - jak work experience. Ze względu na wymagania, które stawiają brytyjskie uczelnie musiałam w tempie błyskawicznym zorganizować sobie „praktyki” zawodowe, które w założeniu, pozwalają na lepszą orientację w tym, co zamierzamy robić i bardziej świadome planowanie swojej ścieżki życiowej. Angielscy uczniowie zwykle rozkładają to sobie na dłuższy okres czasu, ale my, stypendyści, tego czasu aż tyle nie mamy. Zazwyczaj wszystko odbywamy w wakacyjnym czasie. Tak więc wakacyjne work experiences zawiodły mnie w tym roku do Londynu, Kopenhagi oraz Nowego Jorku!
X- jak X-mas. Okres przedświąteczny to w Mayfield czas nieprawdopodobnie pięknej tradycji „żywej szopki”. W tym roku brałam w niej czynny udział, przywożąc –jako Król ze Wschodu- drogocenne dary dla Nowonarodzonego Dzieciątka. Wszystko jest przepięknie zaaranżowane, czyniąc ten świąteczny czas naprawdę wyjątkowym!
Y- jak: y… y… y… jak się to pisze? Dziesiątki (setki ?) esejów w języku angielskim, jakie piszę w St. Leonards jakoś zdominowały moją ortograficzną biegłość w języku polskim. Coraz częściej zadaję sobie pytanie: jak się to pisze? Ó kreskowane czy zwykłe? Nie mówiąc już o ż i rz oraz h i ch….
Z- jak zobaczymy, co
przyniesie 2015 rok? Życzę Wam ( i sobie) wszystkiego dobrego oraz spełnienia
marzeń!
Asiu, co u Ciebie? Wiem że ciężko ci pogodzić tyle zajęć z blogiem, ale bardzo miło się czyta o Twoich przeżyciach. Pozdrawiam i czekam na nowe posty ;)
OdpowiedzUsuń