Czasami zdarzy się w życiu jakaś niespodziewana sytuacja, która wydaje się być prezentem od losu i zaskakuje nas wtedy, kiedy tego potrzebujemy. Wczoraj zupełnie przez przypadek załapałam się na darmowy bilet, których szkoła dostała kilka do "jakiegoś teatru" i... dzisiejszy wieczór spędziłam w jednej z najsłynniejszych, najoryginalniejszych i chyba najdroższych oper świata.. Glyndebourne Opera (ceny biletów zaczynają się od 100 funtów i idą w górę). To opera położona w East Sussex w niesamowitym modernistyczno-parkowym stylu z pięknym ogrodami. Oglądaliśmy modernistyczną wersję "Hansel and Gretel", czyli "Jasia i Małgosi" i po raz kolejny uświadomiłam sobie, że wszystkie bajki (szczególnie braci Grimm) są niesamowicie głębokie, mają mnóstwo podtekstów i wątków, które można wyciągnąć na wierzch, potrafią być niesamowicie smutne w swoim wyrazie (mimo "happy endu"), pokazywać rzeczywistość na wiele sposobów a przede wszystkim, że nie są tylko dla dzieci. Do tego niesamowita muzyka (a Glyndebourne Opera jest znana z kunsztu, że się tak wyrażę), chwilami niepokojąca, chwilami idyliczna, świetni śpiwacy (oczywiście wszystko po niemiecku, więc jeszcze się nasłuchałam), najdziwniejsza wiedźma świata, nawiązanie do konsumpcjonistycznego stylu życia i to wszystko złożyło się na wspaniały wieczór. Muszę jeszcze dodać, że "peoplewatching" też się udał, bo przecież gdzieś ci bogaci bankierzy i elita podlondyńskiego East Sussex muszą spędzać wieczory ze swoimi rodzinami. Jednym słowem-niesamowita przygoda, która przytrafiła się zupełnie przez przypadek, jak to w życiu potrafi być :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz