Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 grudnia 2014

Mój alfabet 2014

Czas mija szybko…  Zamykam 2014 rok i czekam na kolejny.  A że koniec roku  i Sylwester  to czas podsumowań, bilansów i noworocznych postanowień, więc i ja zamyśliłam się nieco… i sporządziłam  listę (alfabetycznie) wszystkich ważnych osób oraz istotnych i tych mniej istotnych rzeczy, zdarzeń, spraw, które charakteryzowały mój Stary Rok 2014:

A - jak application.  Proces aplikacji na wyższe uczelnie w Wielkiej Brytanii i USA zdominował moje życie na wiosnę (egzaminy), latem (praktyki zawodowe tzw. work experiences wymagane przez uniwersytety i oczekiwanie na wyniki egzaminów) oraz jesienią (wypełnianie formularzy aplikacyjnych i pisanie esejów)…

B- jak BAS czyli British Alumni Society  (Stowarzyszenie Absolwentów Szkół Brytyjskich)- instytucja, dzięki której funkcjonuje w Polsce program stypendialny na naukę w brytyjskich szkołach średnich, dzięki któremu i ja przeżywam swoją przygodę! Trzymam kciuki za wszystkich, którzy teraz podejmują wyzwanie!

C- jak Cambridge gdzie  w grudniu odbyłam tzw. university interview. Nie wiem, jakie będą wyniki, ale samo interview było wielkim wyzwaniem i intelektualną stymulacją. College w Cambridge robią ogromne wrażenie swoim majestatem, atmosferą oraz architekturą, a samo miasteczko jest urocze. 

D- jak St. Dunstan’s House  czyli mój internat (Boarding House). Jak w „Harrym Potterze” mieszkam w omalże średniowiecznych murach, chodzę po starych, skrzypiących schodach i –już nie- błądzę po zakamarkach starego zakonu.

E- jak economics czyli jeden z przedmiotów, jakie wybrałam na moją brytyjską maturę, czyli tzw. A- Levels.

F- jak Friends. Trafiłam w Anglii na świetne, międzynarodowe towarzystwo. W naszym  „boarding house” zgrałyśmy się niesamowicie, wspólnie dzieląc dole i niedole, radości i chandry oraz fajnie organizując sobie wolny czas.  Nawet trochę razem popodróżowałyśmy J bo kiedy zaczęła się przerwa świąteczna, zamiast prosto do domów, wyruszyłyśmy wspólnie na  kilkudniową wyprawę i zwiedziłyśmy Brukselę oraz Paryż.

G- jak Globe Theatre, gdzie widziałam Titusa Andronicusa Wiliama Szekspira. Sam teatr Globe wraz  z koncepcją  teatru elżbietańskiego – robi ogromne wrażenie, a co dopiero odgrywane w nim przedstawienie! Wszystko na wolnym powietrzu, ogromna ilość miejsc to miejsca stojące, na scenie krew lała się strumieniami! Wrażenie niezapomniane. Bezcenne!

H-jak half-term czyli przerwa semestralna. Rok szkolny w UK podzielony jest na trzy semestry, jest więc sporo przerw i, wbrew pozorom, dosyć często przyjeżdżam do Polski (mniej wiecej co 5,6 tygodni). Pierwszy trymestr trwa do połowy października). Wtedy przypadają pierwsze ferie trwające kilka dni. Drugi trymestr trwa od końca października do połowy lutego, ale przecież w międzyczasie przypada przerwa świąteczno-noworoczna. Trymestr trzeci, rozpoczynający się po kilkudniowej przerwie w lutym, trwa do końca roku szkolnego, ale w jego trakcie przypadają przerwa wielkanocna, trwająca około dwóch tygodni.  Pod koniec maja (lub na początku czerwca) jest  kilka kolejnych wolnych dni. Rok szkolny kończy się na początku lipca L

I-jak Internet, a wraz z nim w pakiecie Skype, dzięki któremu mogę pogadać z rodziną i znajomymi w Polsce (a kiedy jestem w domu, z koleżankami z Anglii).

J jak jazdy, w ramach kursu na prawo jazdy, który robię z tzw. „doskoku” w rodzinnej Częstochowie. Mam ogromną frajdę, tylko nie wiem czy może nie bardziej użytecznie byłoby ćwiczyć ruch lewostronny?

K- jak Karolina. Karolina to stypendystka BAS w St. Leonards Mayfield’s School, która otrzymała stypendium razem ze mną. Wspieramy się ogromnie, razem podróżujemy do Polski i z powrotem, mieszkamy obok siebie w internacie. Razem stanowimy bardzo dobry duet!

L- jak Londyn. Czasem w weekendy wyprawiamy się do Londynu, na zakupy, albo po prostu pospacerować po mieście. Czasami urodziny którejś z nas świętujemy w Londynie. Czasami jeździmy na jakieś wykłady albo do teatru. Oswoiłam już  i lubię to miasto, chociaż Krakowa i Nowego Jorku żaden Londyn nie przebije!

Ł- jak car wash czyli zorganizowana przeze mnie akcja charytatywna, podczas której przez cały dzień myłyśmy samochody okolicznym mieszkańcom! Akcja zakończyła się sukcesem – nie tylko uzbierałyśmy sporą sumę funtów i mogłyśmy zaprosić do szkoły ubogie londyńskie dzieci, ale też żaden z samochodów nie uległ zniszczeniu i porysowaniu karoserii!  

M -jak Mama – mama to mama, nie muszę chyba nic wyjaśniać…

N- jak niestety. Niestety zostało mi już tylko pół roku w St.Leonards Mayfield School for Girls

O – jak oferty z uniwersytetów, na które wszystkie czekamy. Mam już jedną, ale chciałabym mieć większy wybór… Cóż, wszystko rozstrzygnie się w ciągu najbliższych tygodni!

P- jak prefect. W systemie angielskim samorząd szkolny to tzw. prefekci. Prefekci pilnują przestrzegania zasad w szkole i w internacie, dbają o atmosferę i organizację aktywności uczniów, np. odpowiadają za organizację imprez, uroczystości, apelów, dni otwartych itd. Ich zdanie jest również brane pod uwagę przy podejmowaniu kluczowych dla szkoły decyzji. W tym roku szkolnym jestem tzw. charity prefect i  zajmuję się wszelkiego rodzaju akcjami charytatywnymi.

Q –jak Qeen Elizabeth II, God save the Queen! Czasem, kiedy jestem w Londynie, kieruję swoje kroki pod oficjalną rezydencję brytyjskich monarchów czyli Buckingham Palace. Królowa czasem jest w domu a czasem Jej nie ma (flaga), ale na herbatkę jeszcze nie zostałam zaproszona L!

R- jak Rodzina. Będąc daleko od domu jeszcze bardziej cenię sobie więzi rodzinne i lubię, kiedy spotykamy się cała rodziną… Niniejszym pozdrawiam Michała, Żanetę i dzieciaki!

S- jak SAT czyli egzaminy, które musiałam zdawać z powodu moich zakusów, żeby aplikować na studia w USA. Duuużo tego zdawania było, jeździłam kilkakrotnie na egzaminy w tę i z powrotem do Hastings. W czerwcu podchodziłam do SAT-ów po raz pierwszy, „z marszu”, w wakacje uczyłam się trochę i w październiku poprawiałam wyniki. Od razu zapisałam się na termin listopadowy, „w razie czego”, ale nie trzeba było, bo zdałam OK.  Ostatnie egzaminy, tzw. SAT-y przedmiotowe zdawałam 6 grudnia, w Mikołajki! Ogromnie dziękuję Janet za pomoc i wsparcie oraz wskazówki, jakich mi udzieliła.

T – jak Tata, który jest moją „agencją podróży”.  Tata rezerwuje wszystkie bilety na samolot, pamięta o wszystkich terminach i lotach. Tata podwozi mnie i odbiera z lotniska, a to z Katowic, a to z Krakowa, trafił nam się także kiedyś Modlin…  Jest niezawodny!

U- jak urodziny. W sierpniu miałam osiemnastkę i udało mi się świętować ją kilkakrotnie: w Częstochowie, w Krakowie i w Mayfield!

V- jak  V LO w Krakowie. Mam ciepły kącik w sercu dla mojej klasy w „piątce” i mocno trzymam kciuki za ich maturę!

W - jak work experience. Ze względu na wymagania, które stawiają brytyjskie uczelnie musiałam w tempie błyskawicznym zorganizować sobie „praktyki” zawodowe, które w założeniu, pozwalają na lepszą orientację w tym, co zamierzamy robić i bardziej świadome planowanie swojej ścieżki życiowej. Angielscy uczniowie zwykle rozkładają to sobie na dłuższy okres czasu, ale my, stypendyści, tego czasu aż tyle nie mamy. Zazwyczaj wszystko odbywamy w wakacyjnym czasie. Tak więc wakacyjne work  experiences  zawiodły mnie w tym roku do Londynu, Kopenhagi oraz Nowego Jorku!

X- jak X-mas. Okres przedświąteczny to w Mayfield czas nieprawdopodobnie pięknej tradycji „żywej szopki”. W tym roku brałam w niej czynny udział, przywożąc –jako Król ze Wschodu- drogocenne dary dla Nowonarodzonego Dzieciątka. Wszystko jest przepięknie zaaranżowane, czyniąc ten świąteczny czas naprawdę wyjątkowym!

Y- jak: y… y… y… jak się to pisze? Dziesiątki (setki ?) esejów w języku angielskim, jakie piszę w St. Leonards jakoś zdominowały moją ortograficzną biegłość w języku polskim. Coraz częściej zadaję sobie pytanie: jak się to pisze? Ó kreskowane czy zwykłe? Nie mówiąc już o ż i rz oraz h i ch….

Z- jak zobaczymy, co przyniesie 2015 rok? Życzę Wam ( i sobie) wszystkiego dobrego oraz spełnienia marzeń! 

niedziela, 9 listopada 2014

Update

Dużo się dzieje i czas pędzi jak szalony… Od czego by tu zacząć? Pod koniec października byłam z dziewczynami z mojej szkoły w Irlandii, wizytując w Dublinie “siostrzaną” szkołę. Poznałam fantastycznych ludzi i mieszkałam w domu, który położony był na klifie, tak że panoramiczne okna wychodziły wprost na morze.  Zwiedziłyśmy trochę Dublin, który mnie zachwycił. Muszę tam kiedyś wrócić…

Potem byłam na parę dni w domu. Wspaniale było znowu pomieszkać w moim pokoju i jeść domowe jedzenie. Ze względu na Wszystkich Świętych spotkaliśmy się całą rodziną i mogłam porządnie “naładować akumulatory”.  No i jestem z powrotem w Mayfield. Pracy co niemiara, stress aplikacyjny trwa, oczy bolą od komputera, eseje piszę już chyba obiema rękami J,  ale fajnie jest znowu być w naszym międzynarodowym gronie! 

sobota, 4 października 2014

Polskie jedzenie robi furorę w boarding house ;)

Nie wiem, czy lubicie kabanosy? Ja osobiście nie przepadam, ze względu na moje raczej wegetariańskie podejście do życia, ale tak się akurat zdarzyło, że przywiozłam do boarding house dużą paczkę polskich kabanosów i ... wszystkie zostały zjedzone w ciągu jednego wieczoru! Niektóre dziewczyny już znały (o dziwo!) polskie kabanosy, inne spróbowały i cała paczka zniknęła w oka mgnieniu!. Jestem bardzo zdziwiona, naprawdę nie przewidziałam takiej popularności ciężkich, tradycyjnych  polskich wyrobów. Kabanosy mogą być lubiane - życie wciąż zaskakuje!
W czwartek byłam w Londynie na jeden dzień, zobaczyć się z moim tatą, który przyjechał na kilka dni i trochę sobie odpoczęłam. Pospacerowaliśmy, podeszliśmy nawet pod Buckingham Palace i, uwaga, uwaga, królowa była u siebie!!! Ale nie wyjrzała na nas przez okno :-(
Życzę wszystkim miłego weekendu!

niedziela, 28 września 2014

Niedzielny spacer

Dzisiaj piękne wrześniowe słońce zachęciło mnie do długiego spaceru. Po drodze pozbierałam kasztany i,  dzięki  temu, poczułam się jak w domu…  Spacer, kasztany, słońce… No, ale trzeba szybko „otrząsnąć” się z nostalgii, pracy jest mnóstwo. Stres ogromny, eseje, statementy, aplikacje, zajęcia, powtórki – wszystkie mamy bardzo napięty plan dnia.  Skrajne emocje dopadają w najmniej właściwym momencie…  Fantastyczne natomiast jest to, że tu, w naszym internacie, czyli tzw. „boarding house”, wszystkie bardzo się wspieramy. Mimo, że towarzystwo jest  międzynarodowe (a może właśnie dlatego) działamy jak dobry zespół i stanowimy fajną grupę przyjaciół. Pomagamy sobie w lekcjach, czytamy nawzajem te nasze Personal Statements i próbujemy coś ulepszać, poprawiać, redagować. Kiedy któraś przeżywa  jakieś smutki, tęsknoty   czy  załamania  - wszystkie są gotowe pomagać, zagadywać, organizować …  od pieczenia ciasta po wspólne oglądanie filmu - cokolwiek w danej chwili wydaje się mieć terapeutyczne działanie.   Mogę więc z całym przekonaniem stwierdzić, ze „prawdziwych przyjaciół poznaje się … w stresie aplikowania na uniwersytet”! 

niedziela, 21 września 2014

Dla wszystkich ciekawych i zadających pytania :)

Mocno  już weszłam w codzienny tryb internatowego i szkolnego życia. Obecnie tematem dominującym jest składanie aplikacji na wyższe uczelnie i wszystkie żyjemy pod presją pisania tzw. „Personal  Statement”.  Cały proces aplikacyjny w wielkiej Brytanii jest dosyć żmudny i skomplikowany – zajmuje też parę miesięcy. Wszystko zaczyna się  przedostatniej klasie liceum (Year 12), kiedy zdaje się  egzaminy stanowiące pierwszą połowę angielskiej matury, tzw. AS (Advanced Subsidiary).  Ja też borykałam się z  „A-Levelsami”  prawie cały maj w zeszłym roku, a wyniki przyszły mailowo w sierpniu, w dzień moich 18-tych urodzin. Całe szczęście, że okazały się  takie, jakich oczekiwałam – był to bardzo fajny urodzinowy prezent.   
W międzyczasie trzeba było – w wakacje – zorganizować i zaliczyć tzw. „work experience”, czyli coś w rodzaju praktyk, dających rozeznanie co do kierunku studiów i ewentualnego przyszłego zawodu, jaki chcemy wykonywać.  Brytyjscy uczniowie mają na to więcej czasu, ja musiałam uporać się z moimi „work experience” w dwa wakacyjne miesiące.  Do tego doszło jeszcze zdawanie egzaminów z języka angielskiego: IELTS (wymagany na uczelnie brytyjskie) oraz TOEFL (na uczelnie amerykańskie – na wszelki wypadek). Chyba jestem więc usprawiedliwiona, że niezbyt dużo pisałam na blogu?
Wymogiem szkoły było, żebyśmy przyjechały we  wrześniu z gotowym „szkicem” naszego Personal Statement. Właśnie teraz nad nim pracujemy i szlifujemy go, precyzując akapit po akapicie. Jest to list motywacyjny, który w dużej mierze decyduje o przyjęciu na studia. Opisuje się w nim  jakie studia chce się podjąć, co zaważyło na takim wyborze, jaką literaturę przedmiotu się czyta, jakie się ma pasje, plany na przyszłość, czy angażowało się w jakieś organizacje, kluby, wolontariaty  w szkole i poza nią  itd. Należy także opowiedzieć o przebytych „work experience” i ich znaczeniu dla wybranego kierunku studiów– a wszystko ma nie przekraczać 4 tys. znaków, ze spacjami włącznie! No i oczywiście, taki list musi być jedyny w swoim rodzaju i bardzo indywidualny tak, aby skierować uwagę rekrutujących  pracowników uczelni właśnie na nas!  To jeszcze nie cała trudność: aplikuje się do pięciu uczelni, w każdej z nich kierunki studiów troszkę się różnią, a Personal Statement może być tylko jeden. Należy więc w nim, bardzo dyplomatycznie, pogodzić wszystkie uczelnie i kierunki i sprawić, żeby wszędzie pasował. 

Napisanie Personal Statement  nie kończy jeszcze procesu aplikowania.  Należy jeszcze wypełnić długą  aplikację UCAS  (Universities and Colleges Admissions Service), dołączyć listy z rekomendacjami od nauczycieli, oceny z AS i  wysłać całość – mniej więcej do końca października. Potem czeka się nerwowo na oferty uczelni. Szczęściarze nie mogą się jednak cieszyć do końca, bo przyjęcie jest uwarunkowane tym, czy osiągniemy wymagane przez uczelnię oceny A-levels, z drugiej połowy angielskiej matury, którą zdaje się się pod koniec ostatniej klasy (Year 13)!  Warunki podane są bardzo precyzyjnie: uczelnia wyszczególnia przedmioty i podaje wymaganą ocenę. Jak więc widać, trzeba się jeszcze bardzo rzetelne uczyć na bieżąco!   

piątek, 12 września 2014

Znowu w szkole :)

Wiem, że ostatnio trochę Was zaniedbywałam, ale było mnóstwo spraw nie cierpiących zwłoki, które wymagały mojego czasu. Jak się zapewne domyślacie, jestem już z powrotem w Mayfield i zaczynam kolejny bardzo pracowity, ale także trochę (mam taką nadzieję) ekscytujący, bo to właśnie rok aplikowania na studia. Pogoda u nas dzisiaj iście wakacyjna. Słoneczko mi pięknie świeci zza okna. Smutno mi trochę było wracać tutaj, ale jak już postawiłam moją stopę w szkole, to poczułam się od razu jak u siebie w domu. Naprawdę już się bardzo przyzwyczaiłam do tego miejsca. Jest to moje kolejne miejsce na ziemi :) Pracy także jest mnóstwo. Cały zeszły weekend zajmowałyśmy się nowymi uczennicami, organizowałyśmy zajęcia itd, żeby się zaaklimatyzowały. Pamiętam, że mnie się to w zeszłym roku bardzo podobało także bardzo chętnie pomagałam. Poza tym: studia, aplikacje itd są teraz głównym tematem naszych zainteresowań ;) Będę Wam oczywiście dalej składać raporty, tylko może z lekkim opóźnieniem, ale będę się starać. Obiecuję! Na razie życzę miłego, wrześniowego weekendu.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Pozdrowienia dla wszystkich znad Bałtyku!!!

Właśnie napisałam pięknego, długiego posta i cały mi się zgubił w trakcie zamieszczania. Nie mam siły tego wszystkiego pisać jeszcze raz, więc w skrócie. 
Teraz jestem nad morzem polskim i niestety trochę pada, ale wczoraj było pięknie, więc nie narzekam. Miałam też okazję oglądać nagrywanie najnowszej edycji Top Model, i byłam na widowni jednego z pokazów mody. Widziałam wszystkich sędziów oraz Michała Piróga, zaskakująco zwykli ludzie, tylko, że z toną make-up'u. Tak więc postanowiłam im dać spokój :) Ale branża modowa to jest ciężki świat... Nie zazdroszczę, chyba...
Wcześniej byłam w Kopenhadze i jestem zachwycona, miastem, społeczeństwem i zabezpieczeniem socjalnym. Wydaje mi się, że to  jest super miejsce do życia!!! Udało mi się trochę pozwiedzać. Do mojego "bucket list" dołączył jeszcze jeden punkt. Przepłynąć kiedyś otwarte morze oraz kanały kopenhaskie w ramach kopenhaskiego maratonu pływackiego. Tak więc moje "bucket list" się wydłuża, kiedyś pewnie zabiorę się do realizacji. 
Wcześniej byłam przez chwilę w Londynie i odwiedziłam LSE!!! Bardzo mi się podobało, chociaż chyba wolałabym studiować na jakimś kampusie, niż w mieście, bo w ogóle Londyn nie jest miastem, które robi na mnie pozytywne wrażenie. Taka Kopenhaga na przykład to jest właśnie to...
Także pozdrowienia znad obydwu stron Bałtyku i postaram się zamieścić zdjęcia, jak tylko będę miała Internet na dłużej!!! :)

niedziela, 29 czerwca 2014

Tydzień w jednym poście :)

W przeciągu ostatniego tygodnia wydarzyło się tyle, że nawet nie wiem, od czego zacząć...
Nie wiem, czy się Wam do tej pory zwierzyłam, ale zostałam wybrana na przyszłorocznego Charity Prefect, czyli jestem członkiem takiego "samorządu"i jestem odpowiedzialna na wszystkie akcje charytatywne, wolontariaty itd., które się w szkole odbywają. W ramach tego w poniedziałek, zorganizowałam moją pierwszą akcję tzw. "car wash", gdzie w ciągu jednego popołudnia, wszystkie dziewczyny z mojego roku, myły samochody. Oczywiście, nie jest to takie łatwe, bo trzeba było najpierw zorganizować kurs mycia aut, żeby wszystko było w pełni profesjonalne i żeby nie porysować karoserii. Akcja wyszła świetnie, udało nam się zebrać 320 funtów.

Następnie we wtorek wieczór, odbyło się Leavers Ball, czyli taki tutejszy  "Prom", dla najstarszego rocznika (Year13). Tradycją jest jednak, że na bal mogą przyjść także Prefekci z roku 12, więc się załapałam :) Wieczór był naprawdę niesamowity, w bardzo malowniczym hotelu, z pysznym jedzeniem i winem. Cała uwaga była skupiona na Year 13, które pokazały się w pięknych, długich, wieczorowych kreacjach i ze swoimi chłopakami lub partnerami. My miałyśmy sukienki krótsze i skromniejsze, bo to nie nasz Leavers Ball. Wieczór był naprawdę niesamowity, oczywiście skończyło się tańczeniem :) Już się nie mogę doczekać mojego własnego w przyszłym roku, chociaż nie wiem jeszcze, co zrobię z brakiem partnera...

Czwartek i piątek spędziłam w Oxfordzie, gdzie byłam po raz pierwszy i muszę stwierdzić, że jest to miasteczko piękne, bardzo malownicze i bardzo akademickie. Niestety, nie miałam czasu dużo pochodzić lub pozwiedzać, bo była tam na szkoleniu dla prefektów. Razem z Panią Dyrektor i Dyrektorem 6th Form, pracowaliśmy nad pomysłami na przyszły rok, nad tym, jak być Prefektem itd. Samo szkolenie było ciekawe i potrzebne, a do Oxfordu muszę kiedyś wrócić na dłużej, chociaż na parę dni i trochę sobie pochodzić :)
Następnie w piątek przeżyłam ciężki wieczór, bo otrzymałam wyniki z SAT 1 (czyli egzamin, który pozwala aplikować na uczelnie amerykańskie), i nie wyszły te wyniki tak dobrze, jak się tego spodziewałam. Niestety, czeka mnie jeszcze bardzo dużo pracy i będę musiała go powtórzyć w październiku.

Wczoraj wybrałyśmy się do Brighton, gdzie miałam okazję posiedzieć sobie na plaży i popatrzeć na morze (oraz na szaleńców, którzy w tych temperaturach pływają). Wybrałam się także na zakupy i trafiłam do Zary, w której były ogromne przeceny i tak się akurat zdażyło, że miałam bardzo owocne zakupy Czasami tak się zdarza, że wchodzisz do sklepu i nic Ci nie pasuje, a czasami wręcz odwrotnie, przymierzasz ciuchy i co jeden, to lepszy. I jak tak właśnie wczoraj miałam, że co ciuch, to lepszy i dobrze leżący. Tak więc wyszłam z Zary dużo biedniejsza, ale za to z ulepszoną szafą :), nie będę Was zanudzać opisem.

Przez cały czas towarzyszy mi książka (polecam, świetna!) Guillaume Musso "L'appel de l'ange", którą pożyczyła mi koleżanka z Belgii. Jest to kryminał, bardzo fajny, a w dodatku duża część akcji dzieje się w różnych dzielnicach Manhattanu i Nowego Jorku, w restauracjach i ulicach, które znam, co sprawia mi ogromną radość, bo uwielbiam to miasto :) W dodatku cała książka jest po francusku, więc jestem z siebie dumna, że jestem w stanie ją czytać i rozumieć.

Przyszły tydzień również będzie obfitował w wydarzenia, będę się starała streszczać wszystko na bieżąco. Później jestem parę dni w Londynie, w Danii, w domu, w Nowym Jorku i w Genewie, także wakacje są zapełnione :)
Zamieszczam także kilka zdjęć z Brighton:









sobota, 21 czerwca 2014

Parents day- piknikowy dzień :)

Dzisiaj u nas w szkole odbył się coroczny "Parents Day" czyli taki wielki festyn na terenie szkoły. W ramach tego była świetna wystawa starych, vintage samochodów (postaram się później zamieścić zdjęcia), ponieważ zbieranie starych aut jest bardzo popularne w tym regionie (south-east). Poza tym były namioty, w których sprzedawano lokalne produkty, ręcznie robioną biżuterię, koktaile owocowe.... Cały czas, równolegle odbywały się także zawody sportowe między czterema domami (jak w Hogwarcie, tylko, że u nas Bronte, Cuire, Astor i Glennie z imionami różnych sławnych kobiet). Sama brałam nawet udział w sztafecie, chociaż skończyłyśmy dopiero trzecie. Pogoda dopisała, dzień był bardzo gorący, ciepły i słoneczny. W sumie, to w ogóle tutaj jest dużo słońca, a te deszcze to lekki stereotyp :) Jutro dzień na relaks :)

niedziela, 15 czerwca 2014

Weekend...

Życzę wszystkim miłej niedzieli,
Wczoraj byłam z koleżanką na dniach otwartych w King's College London i bardzo jestem zadowolona. Jest to dobry uniwersytet ( w pierwszej 20stce), z ciekawymi kierunkami, no i w samym centrum Londynu. Lokalizacja jest świetna i bardzo chciałabym studiować w samym Londynie, ale zdaję sobie sprawę, że koszty takiego przedsięwzięcia mogą być ogromne, bo transport, jedzenie itd jest bardzo drogie. No, ale myślę, że  i tak warto aplikować.
Później wieczorem pyszna kolacja z Indian take away  czyli chicken masala. Gorąco polecam! Ja nigdy jakoś nie próbowałam stricte Indian Food, a tu proszę, takie pyszne dania. Trzeba tylko trochę uważać, bo mogą być ostre!
Przede mną jeszcze teraz trochę tych otwartych dni na różnych uczelniach, bo chcę się zorientować, gdzie mniej więcej będę składać papiery. Będę zdawać raport na bieżąco!!!
Pozdrawiam,
Asia

niedziela, 8 czerwca 2014






Koniec z egzaminami i Hastings...

W piątek oficjalnie zakończyłam moją "sesję" egzaminową. Nie komentuje jeszcze co i jak poszło, bo naprawdę ciężko powiedzieć, a wyniki dostanę dopiero w sierpniu (dokładnie 14 sierpnia w moją osiemnastkę ). Mam to już za sobą. Niestety, to wcale nie znaczy, że w szkole już wakacje, bo na lekcjach zaczynamy już robić materiał przyszłoroczny.
Wczoraj wybrałam się do Hastings, czyli nad morze, pisać tzw SATy. To są egzaminy, które trzeba zdać, żeby móc składać papiery do uniwersytetów  w Stanach. Ja wcale jeszcze nie wiem, gdzie będę składać, ani co z tego wyjdzie, ale chciałam zobaczyć, jak takie egzaminy wyglądają, żeby mieć o czym myśleć przez wakacje. W ogóle w te wakacje będę miała mnóstwo do przemyślenia, nie wiem, jak ze wszystkim zdążę?
W każdym razie, jak już napisałam ten egzamin, to postanowiłam pochodzić trochę po Hastings, które jest bardzo przyjemnym miasteczkiem. Posiedziałam chwilę na plaży, wdrapałam się na klif- wzgórze i podziwiałam panoramę, przeszłam się po miasteczku. Zrobiłam sobie takie spokojne, wypoczynkowe popołudnie. Załapałam się także na pokazy lotnicze, bo obchodzono 70tą rocznicę lądowania w Normandii tzw "D Day". Pokazy były naprawdę super.
Postaram się póżniej zamieścić trochę zdjęć. Muszę się jeszcze przyznać, że poniesiona atmosferą zjadłam wczoraj na lunch klasyczne i słynne brytyjskie "Fish and Chips" czyli smażoną rybę z frytkami. Nawet nie myślę o kaloriach, bo przecież trzeba próbować lokalnej kuchni :)
Dzisiaj nadgoniłam zaległości w praniu i szykuję się na kolejny tydzień :)

sobota, 10 maja 2014

Mock up day!

U nas w szkole jest taka tradycja, że w ostatnim dniu przed rozpoczęciem okresu egzaminacyjnego, rocznik, który wychodzi ze szkoły tzn Year 13 ma całą noc, żeby udekorować całą szkołę według jakiegoś theme. Wiem, że to brzmi niesamowicie, a Year 13's przygotowują się do tego przez cały rok!!! Tak więc w tym roku, cała szkoła była przemienione w "Fairy Land", a w każdej z klas były scenki z różnych bajek. Naprawdę profesjonalnie, czułam się jak w Disneylandzie!!! Niestety, po południu, moja klasa od francuskiego przestała być chatką babci z Czerwonego Kapturka, a klasa matematyczna Jaskinią z Piotrusia Pana!! Ale w przyszłym roku będzie nasza kolej :)

wtorek, 6 maja 2014

Dzisiaj z samego rana mam pierwszy egzamin. Zaczynam od egzaminu ustnego z języka obcego. W moim przypadku  to język francuski.  Trzymajcie kciuki, proszę!!!

sobota, 26 kwietnia 2014

Dwa dni w Warszawie

No i dzisiaj już lecę z powrotem do Anglii, a muszę przyznać, że po przyjeździe do domu trochę się rozleniwiłam, a tu trzeba wracać do pracy. Dam jakoś radę. W piątek i w sobotę byłam w Warszawie. W piątek przedpołudniem pogoda dopisałam i udałam się na spacer na Nowe Miasto w Warszawie, gdzie nigdy nie byłam, i którym się absolutnie zachwyciłam :) Może później zamieszczę jakieś zdjęcia. Natomiast, o ile dzisiejsza stolica mi się podoba, o ile nieporównywanie piękniejsze musiała być przed wojną, nawet nie mogę sobie tego wyobrazić, skoro podobno przypominała "Paryż wschodu" Musze w ogóle przyznać, że Warszawie jako stolicy europejskiej nic nie brakuje do innych stolic europejskich, to się robi naprawdę ładne miasto z ciekawą (choć smutną) historią. Po południu uczestniczyłam w mini przyjęciu zorganizowanym u Ambasadora Brytyjskiego dla osób powiązanych z organizacją Stypendiów BAS i dla samych stypendystów. Byłam trochę zdenerwowana, bo nigdy w czymś takim nie uczestniczyłam, ale ostatecznie przyjęcie okazało się bardzo ciekawe i było szansą do porozmawiania z wieloma ciekawymi osobami. Bardzo się cieszę, że się wybrałam, bo będzie co wspominać... Później trochę może zobaczyłam też Warszawę nocą ;)
W sobotę odbywały się kwalifikacje BAS na przyszłe dwa lata szkolne. Przyjechały osoby w całej Polski. A my, jako stypendyści, mieliśmy za zadanie opowiadać im o naszych doświadczeniach. Muszę przyznać, że gratuluję wszystkim, którzy się dostali. Nie wiem, jakie będą wyniki kwalifikacji, ale niezależnie od tego poznałam mnóstwo bardzo ciekawych ludzi i chcę im wszystkim życzyć powodzenia!!! No i trzymam kciuki! To niesamowite, ile osób jest zaangażowanych w te stypendia i jak to się rozszerza z roku na rok.
A teraz właśnie będę wyjeżdżać z domu na lotnisko, więc będę pisać troszkę rzadziej, ale czekajcie na wiadomości ode mnie, bo na pewno się będą pojawiać :)

wtorek, 22 kwietnia 2014



Ten o rozwoju szczególnie mi się podoba :)




Święta, święta i po świętach

Święta, święta i po świętach, to chyba taki cytat, który każdy Polak przytacza bardzo często, ale coś w tym jest. Tak więc czas ponownie zabrać się do pracy.
Ja jeszcze chciałam się z Wami podzielić pewnymi zdjęciami z ulicy Tatrzańskiej, w Krakowie. Otóż przed świętami byłam w Krakowie i wybrałam się na spacer na Stare Podgórze. Ja czasami po prostu miewam różne dziwne i ciekawe pomysły i zachciało mi się tego Podgórza. Poszłam tam w poszukiwaniu rotundy św. Bartłomieja, ale zamiast niej (przy parku Bednarskiego) znalazłam ulicę Tatrzańską, która swoją stromością aspirowała niemal do ulic San Francisco ;) Ale nie to było w niej wyjątkowe, otóż dosyć niedawno w ramach jakiegoś happeningu ( a na Podgórzu działa wiele różnych organizacji działających by zachować charakter Podgórza), na ulicy tej wymalowano różnymi kolorami różne życiowe sentencje. Niektóre z nich uznałam za bardzo trafne, więc chciałam je tutaj zamieścić.

środa, 16 kwietnia 2014

Święta w domu...

Tak bardzo dużo się ostatnio wydarzyło i tak szybko czas leciał, że sama już nie wiem gdzie zacząć... Teraz jestem w domu, w Polsce i jak to w domu - odpoczywam. To jest taka niesamowita sprawa, że nie ważne jak daleko jedziemy i jak długo tam jesteśmy, to u siebie zawsze możesz odpocząć. Ja doceniam także Polskę i Polaków w ogóle, bo wydaje mi się, że jesteśmy bardzo silnym narodem i ja to właśnie bardzo cenię. Niedawno rozmawiałam z pewną Brytyjką i ona trochę skrytykowała podejście rządu Brytyjskiego do emigrantów z Polski i powiedziała, że Polacy są po prostu "survivors" i, że przetrwaliśmy już wiele. Tę właśnie cechę uważam za bardzo ważną i charakterystyczną dla nas, ale co zaskakujące, dopiero po wyjeździe na dłużej zaczęłam dostrzegac tą polską zaradność. Dopiero jak przez dłuższy czas mnie nie było w Polsce, zaczęłam to dostrzegać i troszkę więcej o naszej polskiej specyfice myśleć.

Po powrocie spotkałam się ze znajomymi z gimnazjum i z liceum - poczułam się trochę tak, jakby czas się cofnął. Przede wszystkim jednak, miałam moment, aby troszeczkę pomyśleć na spokojnie na temat egzaminów, studiów, kierunków.   W dalszym ciągu mnie to przeraża, ale każdy z mojego rocznikajest tutaj w takiej samej pozycji: z wielu rozmów wynika, że mało osób wie na pewno co chcą robić w przyszłości. Wiem tylko, że coś wymyślę, i że będzie dobrze :)

Niedługo, bo już od połowy maja zaczynają się egzaminy i bardzo napięty okres, więc przez chwilę mogę mniej pisać i bardzo proszę, żebyście wszyscy trzymali za mnie kciuki. Angielska matura jest jakby rozłożona na dwa lata: seria egzaminów w tym roku oraz seria w przyszłym. Czeka mnie więc cały maj egzaminów, łacznie z egzaminem z języka polskiego, bo zadeklarowałam, że chcę taki zdawać.

Przed wyjazdem w Mayfield działo się bardzo dużo. Po pierwsze wybrałyśmy się z koleżankami na wycieczkę do Londynu i spędziłyśmy bardzo miłą sobotę zachowując się zupełnie jak turystki. Pogoda też nam dopisała, bo świeciło piękne słońce. Wdrapałyśmy się na szczyt The Monument i oglądałyśmy panoramę Londynu. Potem przeszłyśmy Tower Bridge w obie strony. Następnie zrobiłyśmy sobie piknik w Hyde Park i wynajęłyśmy tzw "Borris Bikes", czyli tanie rowery miejskie do wynajęcia, które wprowadził właśnie obecny burmistrz Londynu kontrowersyjny i ekscentryczny Borris Johnson, :) Chwała mu za te rowery!

Zostałą też wybrana na Prefekta na przyszły rok szkolny, z czego jestem dumna, bo jest to całkiem osiągnięcie. Może nie do końca wyglądamy  jak Prefekci w Harrym Potterze, ale pozycje te trochę szacunku budzą w szkole. Ja zostałam Charity Prefect, czyli będę się zajmowała akcjami i inicjatywami charytatywnymi na terenie szkoły. Na czym to będzie dokładnie polegało jeszcze nie do końca wiem.

Na tym kończę, chciałam Wam wszystkim życzyć Wesołych i rodzinnych Świąt i trochę odpoczynku, żeby nabrać sił i iść dalej!
Gratuluję też wszystkim, którzy dostali się na tegoroczne rozmowy kwalifikacyjne BAS. Z niektórymi będę miała okazję zobaczyć się w sobotę w Warszawie :)

piątek, 21 marca 2014

Streszczenie ostatnich kilku tygodni...

U mnie ostatnio wszystko dzieje się tak szybko, że ledwo sama za tym nadążam.
W zeszły weekend robiłyśmy w szkole tzw. "sponsored walk", czyli my chodziłyśmy po bieżni (dookoła boiska) na zmianę przez 24 godziny, znajomi nas "sponsorowali" a pieniądze ze sponsorowania idą na dzieci w Tajlandii. Bardzo fajna inicjatywa i duże wyzwanie. Spałyśmy w sali gimnastycznej w śpiworach i tylko się nawzajem budziłyśmy, kiedy była nasza kolejka. W ten sposób ktoś zawsze był na bieżni.
W poniedziałek byłam w Cambridge (!), ale niestety nie mam żadnych zdjęć :( Samo miasteczko niesamowite i atmosfera też bardzo akademicka... byłam na "taster day" kierunku Human Social Political Sciences. Polecam przyjrzeć się uważnie, kierunek dla wszystkich zainteresowanych naukami politycznymi.
W szkole atmosfera już dosyć przedegzaminowa więc pracy dosyć dużo! Tak poza tym każda z nas zaczyna już pomału robić różne "research" uniwersyteckie pod względem kierunków i miejsc, ale na szczęście jest jeszcze trochę czasu. Ja tak sobie patrzę na UCL, LSE, King's College London, bo chyba chciałabym studiować w Londynie może, ale sama do końca nie wiem :)
Na ten weekend nie mam żadnych planów oprócz tego, że chcę się wyspać i troszkę odpocząć. Za dwa tygodnie wracam do Polski, a później w maju zaczynają się egzaminy.
Pozdrowienia dla wszystkich czytających :)

środa, 19 marca 2014

Hej, dla wszystkich pytających....

Przepraszam bardzo obawiam się, że trochę zawiodłam, bo nie zdawałam sobie sprawy z ilości komentarzy i pytań, które się tutaj nagromadziły. Bardzo bym Wam wszystkim chciała poodpowiadać i podoradzać, ale już na tym etapie przestałam to troszkę ogarniać. Dlatego też podaję wszystkim mojego maila, którego regularnie sprawdzam i odpowiadam
abanasik@mayfieldgirls.org
Jestem też gotowa podać mój numer tel. i trochę pogadać, jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości czy zapytania. Generalnie, gorąco polecam aplikowanie na wszelakie stypendia, bo zawsze warto spróbować. :) Przepraszam, że ostatnio trochę byłam opóźniona z tym odpowiadaniem, ale dosyć sporo się w moim życiu wydarzyło, a w szkole też jest zamieszanie już przed egzaminowe :)
Pozdrawiam wszystkich,
Asia

sobota, 8 lutego 2014

W życiu bym nie pomyślała, że kiedyś będę irlandzką tancerką :)

W tym tygodniu głównym wydarzeniem szkolnym był coroczny "Dance Show", w czwartek i piątek wieczorem i... brałam w nim udział, w irlandzkim tańcu. W życiu bym nie pomyślała, że zostanę irlandzką tancerką, no i proszę, nigdy nie mów nigdy. Warto w życiu podejmować wyzwania!!! I co ta szkoła robi z człowiekiem? Jak to się stało? O tuż od dłuższego czasu uczyłam się tańca irlandzkiego w szkolnej grupie i tak się jakoś samo zdażyło, że załapałam się na dance show i w złotej spódniczce "stepowałam" na scenie. Tak poza tym, to tańce były przeróżne i naprawdę super. Od tańca irlandzkiego (oczywiście najlepszego), przez tańce nigeryjskie, hinduskie, aż do bardziej modernistycznych kawałków. W pełni profesjonalna była też obsługa wyposażona w walkie-talkie, cały backstage i światła (naprawdę podziwiam dziewczyny, które opracowywały to wszystko od strony technicznej).
Tak poza tym, to pogoda jest tragiczna. Wieje, masakrystycznie, w nocy się nie da spać, bo są takie przeciągi, że cały czas drzwi trzaskają, ja już moje wytłumiam ręcznikiem, ale mało pomaga. Jak zawieje, to okna (które są dosyć stare) po prostu prawie się otwierają. Do tego pada :) No, ale cóż, uroki bycia w Anglii.

niedziela, 2 lutego 2014

Newsy z Mayfield

I tak mija właśnie kolejny weekend :) Poprzedni tydzień obfitował w różne ciekawe wydarzenia :) W czwartek na przykład w szkole odbył się "Careers Evening" na który szkoła zaprosiła różnych profesjonalistów z różnych branży, żeby podzielili się z nami informacjami o danym zawodzie i różnymi wskazówkami jeśli chodzi o studia, pracę itd. Wybór był naprawdę ogromny. Ja poszłam na bankowość, international relations, Journalism i Politics and Media :) Najbardziej chyba ciekawe International Relations. Aczkolwiek, jeśli chodzi o te akurat sektory zawodowe, to nie ma żadnych ścieżek kariery. Wszystkie osoby, które się na ten temat wypowiadały wylądowały w zupełnie innym zawodzie niż oryginalnie planowały...No i jak to ma pomóc???

niedziela, 26 stycznia 2014

Niedzielne śniadanie

A dzisiaj w internacie na śniadanie królowały pyszne pancakes :) Prawdziwe niedzielne śniadanie. A wczoraj wieczorem seans filmowy- "crazy.stupid.love" naprawdę inteligentna komedia (!) polecam.

sobota, 25 stycznia 2014

Wczorajszy wieczór...

Wczoraj w szkole miał miejsce świetny Performing Arts Evening. Miałam okazję tylko za 3 funty uczestniczyć w czymś naprawdę super (oczywiście dochód na cele charytatywne). Do szkoły przyjechały dwie profesjonalne baletnice i jeden baletmistrz(????), który tańczy dla Boston Ballet i jest bratem jednej z uczennic. Dali naprawdę piękny show, a dobry balet potrafi być genialny. Poza tym oczywiście było na co popatrzeć szczególnie w tańcu, w którym nie miał koszulki. (bo przecież w żeńskiej szkole jest się troszkę zdesperowaną :) Do tego były występy uczennic, i świetny taniec dwóch z nich Afryki, które się ruszały niesamowicie. No w każdym razie wyszłyśmy zachwycone. Poza tym później wymknęłyśmy się z internatu po dużą dawkę lodów o smaku Strawberry Cheesecake, które potem podjadałyśmy oglądając "Iron Mana". I tak zleciał piątkowy wieczór, a dzisiaj raczej siedziałam, trochę się uczyłam, byłam na spacerze, czyli klasyczna sobota :) Miłego wieczoru dla wszystkich!

sobota, 18 stycznia 2014

Weekend w Mayfield

Sobotni wieczór w internacie i śpiewamy karaoke do piosenek z High School Musical... Lepiej nie pytać... Nie wiem, czy ktoś może czytał artykuł o parze nastolatków, która uciekła z jednej z brytyjskich prestiżowych boarding schools na Dominikanę i wciąż nie mogą ich znaleźć. Chodzi tu oczywiście o szkołę koedukacyjną :) Ale w sumie czemu uciekać, skoro można śpiewać piosenki z High School Musical w sobotni wieczór? Takie pytanie retoryczne ;)
http://www.dailymail.co.uk/news/article-2539539/Lovers-16-flee-public-school-night-fly-Caribbean-Teenagers-run-away-telling-friends-sick-rain.html
Tydzień minął dosyć spokojnie aczkolwiek pomału zaczyna się dla naszego rocznika wybór studiów i robią nam komputerowe testy zawodowe i zaczynają nam mówić o całym procesie. W perspektywie są też kolejne "Careers Evenings" czyli wieczory, podczas których do szkoły przyjeżdżają różni ludzie z danych dziedzin i opowiadają o swojej pracy. Jeśli chodzi o sam proces, to szkoła wspiera bardzo i zrobią wszystko, żeby Ci pomóc, no, ale oczywiście nie jest to takie proste. Tym bardziej, że ja wciąż jeszcze nie jestem pewna, co dokładnie chcę studiować. No, ale prędzej czy później na coś wpadnę :) Jest też dużo nauki na bieżąco, bo w lutym mamy egzaminy próbne no i w ogóle już się gdzieś te majowo-czerwcowe egzaminy pojawiają w perspektywie. Odezwę się wkrótce :)

sobota, 11 stycznia 2014

Mayfield sobotnim porankiem

A tak własnie wygląda the village- Mayfield sobotnim, pięknym, słonecznym porankiem. Prawdziwa sielska, brytyjska wioska...



wtorek, 7 stycznia 2014

Znowu szkoła

No i znowu jestem w szkole w Anglii. Muszę się przerzucić na tryb szkolno-uczący zamiast rodzinno-odpoczynkowego... :)