Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 24 października 2013

Powrót do domu

Przedwczoraj wylądowałam w Polsce i już drugi dzień jestem w domu :) Wreszcie mogę sobie trochę odpocząć i się wyspać no i trafiłam na naprawdę świetną pogodę, ale tak długotrwale to naprawdę cieszę się i doceniam, że przytrafiła mi się szansa chodzenia do szkoły w Anglii. :) Także na chwilę mała przerwa z blogiem, ale od 3 listopada wracam na bieżąco z moją relacją, także czekajcie. Pozdrowienia dla wszystkich ze słonecznej Polski!!!

niedziela, 20 października 2013

Battle of Ideas

Przez cały dzień siedziałam cicho i nic nie pisałam, bo byłam dzisiaj w Londynie na całodniowych wykładach-debatach . Wracam stamtąd całkowicie oszołomiona intensywnością, pracą umysłową, niesamowitą atmosferą i ogromnie inteligentnymi wykładowcami i chociaż było wiele rzeczy, których nie zrozumiałam, to wzbudziły one u mnie tylko życzenie rozumienia więcej i wcale się nie załamałam :) Tak jak już wspomniałam wybrałyśmy się z grupą koleżanek,a potem rozdzieliłyśmy się, bo każda miała swoje preferencje. Ja zaczęłam od debaty pod tytułem: "Globanomics: over the tipping point" na temat globalizacji w ekonomii, rozwoju Indii i Chin i zależności między Zachodem a resztą świata. Muszę przyznać, że ten pierwszy wykład był dla mnie niezłym wyzwaniem, bo chwilami nie mogłam nadążyć słownictwem, a co dopiero tokiem myślenia rozmówcy, ale jakoś sobie to wszystko powoli tłumaczyłam "w głowie" i starałam się robić notatki. Następnie trafiłam na niewykle jasną, ufff, i zrozumiałą debatę na temat migracji, która nie sprawiała większej trudności, a była niesamowicie ciekawa. Kolejny wykład był też ekonomiczny i nosił tytuł: "Cuts, cuts: what, where, why?" i miał zamiar chyba poruszać temat oszczędności rządowych w czasach kryzysu, ale skończył się prawdziwie po brytyjsku, czyli wojną słowną między Panią, która była działaczką Labour, a panem, który był działaczem Conservatives i analizowaniem Thatcheryzmu, czyli tak jak się tutaj większość konwersacji politycznych kończy (dzięki Bogu za Maggie Thatcher, naprawdę nie wiem, o czym oni by tutaj bez niej dyskutowali, zniknąłby im z agendy kontrowersyjny temat numer jeden). Ostatnia dyskusja dotyczyła wschodniej Europy, transformacji politycznych tamże właśnie i  członkostwa krajów wschodniej Europy w Unii Europejskiej, więc przynajmniej poczułam się jak w domu. Muszę jeszcze dodać, że brukselski korespondent pewnej wpływowej brytyjskiej gazety bardzo pozytywnie wyraził się o Radosławie Sikorskim!!! i to podniosło poziom mojej dumy narodowej :) Swoją drogą polecam sprawdzić, jaki uniwersytet ukończył Sikorski. Dodatkowo, zainwestowałam także w książkę na temat kryzysu ekonomicznego napisaną przez jednego z mówców, która wydała mi się bardzo ciekawa i teraz mam rzetelny zamiar ją przeczytać. Tak więc ciekawy dzień pod każdym względem.

sobota, 19 października 2013

Sobotnie przedpołudnie...

W internacie wielkie pranie, łącznie z pościelą (w związku z wtorkowym powrotem do domu), a na dworze ULEWA!!! Prawdziwa brytyjska sobota ;)

sobota, 12 października 2013

Fotoreportaż z całodniowej wycieczki do Brighton ;)

Zaczęłyśmy od małych zakupów...


Ja z Karoliną :)

Słynny Royal Pavilion-były pałac królewski w stylu (uwaga!!!) indosaraceńskim (cokolwiek to znaczy)-czyli najdziwniejsza budowla świata


Nie mogłam sobie odmówić zdjęcia, bo nie wiadomo kiedy po raz następny natrafię na tak niesamowite połączenie solniczek i cebul ;)

Przy molo




Kamienna plaża



Zaleta chodzenia wszędzie w kaloszach-mogłam wejść prosto do wody

czwartek, 10 października 2013

Magia... jednak istnieje-czyli o niespodziewanej wizycie w operze :)

Czasami zdarzy się w życiu jakaś niespodziewana sytuacja, która wydaje się być prezentem od losu i zaskakuje nas wtedy, kiedy tego potrzebujemy. Wczoraj zupełnie przez przypadek załapałam się na darmowy bilet, których szkoła dostała kilka do "jakiegoś teatru" i... dzisiejszy wieczór spędziłam w jednej z najsłynniejszych, najoryginalniejszych i chyba najdroższych oper świata.. Glyndebourne Opera (ceny biletów zaczynają się od 100 funtów i idą w górę). To opera położona w East Sussex w niesamowitym modernistyczno-parkowym stylu z pięknym ogrodami. Oglądaliśmy modernistyczną wersję "Hansel and Gretel", czyli "Jasia i Małgosi" i po raz kolejny uświadomiłam sobie, że wszystkie bajki (szczególnie braci Grimm) są niesamowicie głębokie, mają mnóstwo podtekstów i wątków, które można wyciągnąć na wierzch, potrafią być niesamowicie smutne w swoim wyrazie (mimo "happy endu"), pokazywać rzeczywistość na wiele sposobów a przede wszystkim, że nie są tylko dla dzieci. Do tego niesamowita muzyka (a Glyndebourne Opera jest znana z kunsztu, że się tak wyrażę), chwilami niepokojąca, chwilami idyliczna, świetni śpiwacy (oczywiście wszystko po niemiecku, więc jeszcze się nasłuchałam), najdziwniejsza wiedźma świata, nawiązanie do konsumpcjonistycznego stylu życia i to wszystko złożyło się na wspaniały wieczór. Muszę jeszcze dodać, że "peoplewatching" też się udał, bo przecież gdzieś ci bogaci bankierzy i elita podlondyńskiego East Sussex muszą spędzać wieczory ze swoimi rodzinami. Jednym słowem-niesamowita przygoda, która przytrafiła się zupełnie przez przypadek, jak to w życiu potrafi być :)





niedziela, 6 października 2013

Ręcznie robione robótki cd.

W dodatku chciałabym się jeszcze pochwalić karteczką, nad którą wczoraj pracowałam w ramach warsztatów robótkowych, i którą wyprodukowałam własnoręcznie różnymi technikami :)


Sztuka pisania esejów...

Muszę przyznać, że brytyjski system nauczania naprawdę potrafi uczyć krytycznego, samodzielnego myślenia i analizowania. Nie ma podręcznika, w którym odpowiedzi byłyby podane z tyłu książki (oprócz może matmy), a nawet często na zadawane pytania nie ma jednej odpowiedzi. Każdy formułuje swoją opinie, później dyskutujemy na ich temat, a nawet często nauczyciel myśli i sam się zastanawia nad danymi zagadnieniami.Pod tym względem wydaje mi się, że nauka jest o wiele bardziej kompleksowa i kreatywna. Natomiast bardzo mnie dziwi brytyjska miłość do esejów, ponieważ praktycznie wszystkie z moich przedmiotów są sprawdzane na egzaminach w formie esejów właśnie. W ekstremalnych sytuacjach jest oczekiwane, że w ciągu 10 minut wyprodukujesz 1,5 stronicowy esej, który musi być kreatywny, ładnie połączony, spójny i z mnóstwem przykładów. Tak wyglądają egzaminy i my to już w takiej formie ćwiczymy-czyli na niektórych lekcjach mam już esejowe zadania z mierzonym czasem. Troszkę mnie to stresuje, bo po prostu na wszystko nie starcza czasu!!! Trzeba myśleć szybko, spójnie i po ANGIELSKU! Pomijając fakt, że jak na razie te moje eseje są wszystkie nabazgrane, i czy ktoś się tego doczyta jest wątpliwą sprawą. Ale mam nadzieję, że stopniowo zacznę nabierać wprawy, bo przecież wszystko jest dla ludzi i wszystko jest kwestią treningu. Na koniec dodam jeszcze, że brytyjski "essay" nie ma nic wspólnego z polskim esejem, jako formą literacką (czyli "Barbarzyńca w ogrodzie" Herberta itd.), tylko może być wszystkim od opinii, przez rozważenia, do rozprawki włącznie :) Ciekawe, czy u nas za parę lat też się takie trend esejowy pojawi?

piątek, 4 października 2013

Piątkowy wieczór

Piątkowy, filmowy wieczór. Można trochę odsapnąć po tygodniu, a a propos jedzenia dzisiaj na kolację zaserwowali nam dla każdego małe opakowanie śmietankowo-karmelowo-czekoladowych lodów "Carte D'Or" nawet nie myślę o kaloriach... :) Oglądaliśmy film "The Impossible", trochę smutny i dramatyczny, ale i tak dało się oderwać od rzeczywistości :)

czwartek, 3 października 2013

W-f i sport w Mayfield

Sportowa strona Mayfield wygląda tak, że każdy ma godzinę obowiązkowego wf-u, który jest świetny. Do wyboru jest badminton, pływanie, fitness room lub body conditioning- czyli aerobik, yoga i pilates w jednym. Ja osobiście uczestniczę w body conditioning, które wygląda bardziej jak zajęcia na siłowni niż cokolwiek innego, a tym bardziej zajęcia wychowania fizycznego. Nie ma ocen, nie ma żadnej presji, krzyków i sprawdzianów. Po prostu fajna atmosfera, muzyka do ćwiczenia i każdemu od razu chce się działać!!! Co więcej można w pewnych godzinach chodzić pływać i do fitness room- akurat dla mnie. Oczywiście szkoła słynie także z jeździectwa konnego, chociaż to mnie nie dotyczy, ale jest tutaj mnóstwo dziewczyn, które jeżdżą na świetnym poziomie :)

środa, 2 października 2013

Takie jakby dni otwarte...

Wczoraj miałam okazję uczestniczyć w jakby dniach otwartych Sixth Form Centre (dwóch najstarszych roczników). Każdy przedmiot miał swoją klasę, w której był nauczyciel z danego przedmiotu, materiały na jego temat i uczniowie się go uczący. Przez cały wieczór rodzice wraz z córkami, które w przyszły roku prawdopodobnie będą się tutaj uczyć, chodzili od klasy do klasy i dostawali mnóstwo ulotek :) Ja też reklamowałam jeden z moich przedmiotów i muszę przyznać, że się nagadałam dużo po angielsku, ale było to ciekawe przeżycie. Zawsze chciałam coś robić w ramach dni otwartych więc wreszcie się moje marzenie spełniło.
Co więcej, dzisiaj rano wstałam wcześniej i pofatygowałam się o 7.45 na poranny trening biegania na boisku wśród porannych mgieł... i przez cały dzień byłam z tego powodu zadowolona z siebie... W końcu trzeba w życiu podejmować nowe wyzwania.

wtorek, 1 października 2013

Poczta

Nikt dzisiaj już nie docenia poczty, a szkoda. Zrezygnowaliśmy prawie całkowicie z pocztówek, listów, paczek i przesyłek. Nikt już nie pamięta czasów, kiedy poczta była czymś naprawdę ekscytującym. Nie pamiętamy, że kiedyś poczta była jedynym sposobem porozumienia się z narzeczonym, mężem, czy rodziną, a na odpowiedzi czekało się dzień w dzień . Kiedyś poczta byłą emocjami, dzisiaj jest tylko rutyną, a jedyne przesyłki, które dostajemy, to te z banku i reklamowe. Ta romantyczna część mnie, chce zbojkotować to wszystko i zacząć strajk: Przywróćmy poczcie emocje!!! Itd., ale ta praktyczno-pragmatyczna zdecydowanie wybiera emaile i Facebook’a, ale w ramach odśnieżenia mocy poczty postanowiłam wysłać parę pocztówek, a do których szczęśliwców dojdą, to już mój sekret ( o ile się nie zagubią po drodze). Tak więc jutro lub pojutrze wyruszę do wioski i staromodnie wyślę coś. Tak poza tym chciałam dodać, że poczta w internacie oddalonym od większej cywilizacji wciąż pozostaje powodem do radości  (pomijając fakt, że jednak głównym powodem są zakupy internetowe- do czego ta romantyczna część mnie nie chce się przyznać) i wszystkie oczekujemy wszelkich przesyłek i paczek, ja już dostałam trzy J Tak więc dzisiaj po tym poście może czasem komuś zachce się fizycznie coś wysłać i przez chwilę poczuć się… no, nie wiem… „oldschoolowo”???