W piątek w nocy przyleciałam do domu. I już drugi dzień odsypiam :) Muszę stwierdzić, że w ostatnim tygodniu bardzo dużo się działo i nawet nie miałam czasu, żeby pisać. Po pierwsze przez cały tydzień od poniedziałku do czwartku odbywała się w szkole tzw "żywa szopka", czyli tradycja szkolna, która jest kontynuowana chyba od założenia szkoły. Prefektki z najstarszego roku przebierają się za postacie z szopki. Na początku, przez główną ulicę Mayfield idzie procesja z Marią, Józefem, osiołkiem i chórem aniołów, które pięknie śpiewają (bo chór szkolny jest ogólnie bardzo dobry, "renomowany" i znany). Zaglądają do gospody, ale recepcjonistka mówi, że nie ma miejsca. Później zaglądają do różnych domów, ale mieszkańcy też nie mają miejsca. W końcu trafiają do szkolnej kaplicy, która jest już w pełni zatłoczona (bo co roku na szopkę przychodzą tłumy) i tutaj rozgrywa się scena narodzenia. Naprawdę jest to piękne. Szczególnie chyba śpiewanie i solówki, ale też nawet mały Jezus jest grany przez prawdziwe maluszki. Znalazłam linka ze zdjęciami z 2008. Zdjęcia co prawda w ogóle nie oddają atmosfery, ale i tak warto spojrzeć:
http://www.thisissussex.co.uk/pictures/The-live-crib-at-Mayfield/pictures-12603881-detail/pictures.html#axzz2nXRNBPnG
W tym roku była nawet telewizja (itv, czyli dryga duża stacja po bbc) i była nasza żywa szopka w wiadomościach :) miałam okazję obejrzeć, ale nie mogę znaleźć żadnego linka, żeby zamieścić :(
Tak poza tym, to w ogóle szkoła jest pięknie przystrojona. A już szczególnie pięknie wyglądają stare średniowieczne krużganki przyozdobione choinkami i lampkami. Naprawdę magicznie. Co więcej, Brytyjczycy mają świra na punkcie kartek świątecznych. Wszyscy sobie wysyłają kartki. Jakbym tylko wiedziała, to bym kupiła mnóstwo kartek i też powysyłała, ale niestety za późno się zorientowała. W każdym razie na pewno w przyszłym roku wyposażę się z dużą ilość kartek :) bo ja naprawdę też dostałam dużo. Wiozłam też do domu zapakowany prezent dla mnie od mojej wychowawczyni z internatu, który, jak stwierdziła, ma być pod moją choinką w Wigilię, więc go nie otwieram póki co :)
Jeszcze na dodatek tego wszystkiego, zaangażowałam się z debatowanie w szkole i nawet załapałam się do szkolnej drużyny. W związku z tym w czwartek nasza szkoła gościła lokalny etap ogólnokrajowego konkursu debatowania "debating matters" i muszę się pochwalić, że wygrałyśmy :) i przeszłyśmy do dalszego etapu :) Ja się ogromnie cieszę, bo jestem bardzo z siebie zadowolona, że dałam radę po angielsku, to wcale nie jest prosta sprawa. Ja z koleżanką debatowałyśmy na temat "Individuals with unhealthy lifestyles should have restricted access to free NHS treatment". My byłyśmy za. Naprawdę trudny temat, bo tak naprawdę broniłyśmy poglądu, że osoby grube, palące i pijące nie są warte jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa, bo same sobie zawiniły, ale WYGRAŁYŚMY i to przeciwko drużynie chłopaków ze szkoły, która w zeszłym roku zajęła trzecie miejsce ogólnokrajowo. Pózniej dwie inne koleżanki ze szkoły debatowały przeciwko legalizowaniu tzw "smart drugs", czyli leków, które wspomagają uczenie się. Debaty były chyba troszkę inne niż oksfordzkie, chociaż też według bardzo surowych zasad. Każdy na początek miał 3 minuty- na krótką przemowę. Później były pytania od panelu sędziów (i czas na odpowiedzi, oczywiście)-specjalistów z dziedziny medycznej, które były naprawdę trudne. Później były pytania od widowni, a koniec każdy miał 1 minutę, żeby podsumować swoje argumenty i wziąść pod uwagę nowe aspekty, które zostały poruszone przez widownię. Przeżycie naprawdę niesamowite i było ciężko, bo trzeba myśleć bardzo szybko i logicznie. Na youtubie można znaleźć naręcone debaty z tego konkursu z lat poprzednich z finałów. Naprawdę polecam, bo są ciekawe. Wystarczy wpisać "debating matters competition uk".
To chyb ana tyle. Merry Christmas!!!
Łączna liczba wyświetleń
niedziela, 15 grudnia 2013
sobota, 7 grudnia 2013
The great wizard of Oz
Wczoraj w szkole odbyło się przedstawienie "The Wizard of Oz" czyli "Czarnoksiężnik z krainy Oz". Przedstawienie było naprawdę niesamowite i nie miało się nijak do polskich przedstawień szkolnych. Tak naprawdę to to był całkiem profesjonalny występ. Muzyka była na żywo grana przez szkolną orkiestrę, piesek Toto był prawdziwym pieskiem trenowanym do grania na scenie (!) wszystkie piosenki włącznie z "Somewhere over the Rainbow" były pięknie wykonane, światła naprawdę dobrze zrobione a kostiumy i dekoracje śliczne. Pełny profesjonalizm. Naprawdę miły wieczór. Pomijając fakt, że później do pierwszej oglądałyśmy film " Now is good" o Brytyjce chorej na białaczkę (granej przez Dakotę Fanning), która tworzy listę rzeczy, które musi zrobić przed śmiercią. Film naprawdę dobry, polecam, ale poryczałam się strasznie i przez pół nocy miałam depresję. Ale rano mi już przeszło, w związku z czym od ósmej rano zabrałam się za pranie wszystkiego łącznie z pościelą i recznikami :)
wtorek, 3 grudnia 2013
Christmas Party
Wczoraj uczestniczyłam w pierwszej i chyba najlepszej Christmas Party, czyli takiej wigilii dla całego boarding house. W starym dziedzińcu szkolnym rozpalili ogień w kominku, udekorowali wielką choinkę i tam właśnie miałyśmy naszą kolację. Najpierw, tak jak mówię była oficjalna i pyszna kolacja (z kieliszkiem wina, bo tutaj się zdarza, żeby przy oficjalnych okazjach serwować uczennicom wino). Później pod choinką pojawiły się prezenty Secret Santa, które losowaliśmy (każdy wcześniej kupił prezent i dołożył go do puli) i było z tym mnóstwo zabawy. Ja dostałam kubek w Pac Mana, który (!!!) jest zwykły i czarny, ale jak się do niego wleje gorącą wodę, to zaczynają się pojawiać motywy z PacMana :) Jak wiadomo w "boarding house" kubki zawsze się przydają. Później nastąpiła część artystyczna. Śpiewałyśmy i grałyśmy kolędy z całego świata. Były też tańce z całego świata-zakochałam się w Flamenco-naprawdę niesamowite!!! Ja też nawet grałam na ukulele (!!!) "Last Christmas", a wszyscy śpiewali i w podziękowaniu za występ dostałam pyszne czekoladki w kształcie pomarańczy (hmmm... ciekawe). W każdym razie wieczór był magiczny :)
wtorek, 26 listopada 2013
Urodziny...
Wstawiam tylko krótką notatkę na temat tego, że wczoraj były urodziny Karoliny :) z okazji których upiekłam własnoręcznie, z Julką, pyszny tort!!! Tort był waniliowy, przekładany powidłami i oblany czekoladą i wszystkim bardzo smakował. Może kiedyś zrobię powtórkę :)
sobota, 23 listopada 2013
Sezon łyżwiarski rozpoczęty...
Dzisiaj wracam właśnie z całodniowej wycieczki do Guildford :), na której oficjalnie otworzyłam w tym roku sezon łyżwiarski. Muszę przyznać, że jeździło się dosyć dobrze, aczkolwiek łyżwiarstwo wśród Brytyjczyków raczej kuleje, co by znaczyło, że chyba na zachodzie sztuka ta jest na wyginięciu :) Poza tym miałyśmy jeszcze trochę czasu na zakupy -między innymi miałyśmy za zadanie kupić prezenty na "Secret Santa"-czyli Mikołajki :)
Z Karoliną :) |
piątek, 22 listopada 2013
Harry Potter i Oxford
Wczoraj nasza szkoła gościła w swoich murach dziekana Christ College w Oksfordzie. Sam dziekan miał przemowę, w której odpowiadał na pytanie: "Czy warto pójść a uniwersytet?". Oczywiście łatwo było przewidzieć, jaka była puenta. Natomiast opowiadał też trochę o samym Oxfordzie, i to było bardzo ciekawe :) Christ College jest to jednym z najstarszych i w googlach wygląda pięknie (polecam sprawdzić). Dziekan powiedział też, że bardzo popularna (zarówno wśród turystów jak i studentów) jest też jadalnia, w której kręcono... Harrego Pottera. A więc: śnieg padający ze sklepienia, sowy latające dookoła i Dumbledore wygłaszający przemówienie to po prostu... Oxford ;)
poniedziałek, 18 listopada 2013
Międzynarodowa kolacja
Wczorajszy dzień był zdecydowanie dniem gotowania. W ramach "kolacji międzynarodowej" każda z uczennic spoza Anglii miała za zadanie przygotować jakieś typowe potrawy ze swojego kraju. Do dyspozycji miałyśmy ogromne, szkolne studio do gotowania i te składniki, jakie tylko dało się zdobyć :) My (Karolina, Julka i ja) przygotowałyśmy ok. 120 pierogów ruskich. Miałyśmy mały problem po drodze, bo nie było nigdzie sera, a jak już zdobyłyśmy go, to się okazało, że jest to ser wiejski, a nie twarożek. Mimo wszystko, nie poddałyśmy się i zrobiłyśmy nadzienie z sera wiejskiego, ziemniaków, cebuli i pieprzu. Podałyśmy nasze pierogi ze skwarkami z cebuli i... okazało się, że nasze pierogi stały się hitem!!! Wszystkim ogromnie smakowały, aczkolwiek muszę przyznać, że pracy było dużo. Oprócz pierogów na stole królował kurczak po chińsku z warzywami, meksykańskie Guacamole, niemiecka zupa, belgijska tarta czekoladowa i lody. A wieczór też okazał się bardzo miły, bo wszyscy gadali i śmiali się. Puenta z tej historii jest taka, że nigdy nie wiadomo, jakie umiejętności się w życiu przydadzą i że trzeba umieć przygotować co najmniej jedno popisowe danie.
PPE Weekend
Nie odzywałam się przez weekend, bo spędziłam właśnie dwa dni w Londynie na takiej konferencji dla uczniów, a właściwie kursie, który miał nam pokazać na czym dokładnie polega studiowanie PPE (czyli Politics, Philosophy, Economics) na Oxfordzie. PPE jest kierunkiem bardzo obleganym i popularnym, a że kończył go nasz szanowny Minister do Spraw Zagranicznych, i ja postanowiłam poznać, o co w tym chodzi. I...wracam zachwycona. Dwa bardzo intensywne dni, ale poznałam naprawdę interesujących ludzi z naprawdę słynnych szkół, mam wyobrażenie, na czym mniej więcej ten kurs polega i jakie jest podejście, a także jestem naprawdę zainteresowana samym materiałem. Kurs prowadzony był przez absolwentów wyżej wymienionego kierunku na Oxfordzie i obejmował zajęcia z Polityki, Filozofii i Ekonomii oraz zajęcia interdyscyplinarne ze stosunków Afryka-Europa. W ramach Filozofii rozmawialiśmy na temat personal identity, nie było to dla mnie jakoś ogromnie fascynujące, ale "Game Theory" z ekonomii i "Constitution making" z polityki zdecydowanie to zrekompensowały :) (Polecam zainteresować się equilibrium Nasha bardzo ciekawa sprawa i bardzo ciekawy film nakręcony o samym Nashu). Poza tym na zajęciach interdyscyplinarnych mieliśmy "Szczyt Afryka-Europa" i muszę przyznać, że Botswana, którą reprezentowałam wyszła z niego zwycięską ręką :) W dodatku miałam okazję po zajęciach chociaż odrobinkę się przejść po Londynie i zrobić małe zakupy :)
Czerwona budka, oczywiście |
Londyn wieczorem... Pięknie przystrojony |
Regent Street |
wtorek, 12 listopada 2013
Wieczór karierowy...
Wiem, że "wieczór karierowy" brzmi dosyć dziwnie, ale właśnie w takim "Careers Evening" miałam okazję wczoraj uczestniczyć. Od czasu do czasu szkoła zaprasza różne ciekawe osobistości z różnych branż, które opowiadają trochę o swojej pracy, odpowiadają na nasze pytania i doradzają, jakie studia wybrać, żeby pracować w danej dziedzinie. W ten poniedziałek akurat było o "PR", więc postanowiłam się wybrać, chociaż nie jestem jakoś super szczególnie tym zainteresowana. I muszę przyznać, że wystąpienia zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Chyba największym zaskoczeniem było to, że jeśli chcesz studiować PR, to raczej nie studiuj tego na uniwersytecie. Co zamiast tego? Historia, polityka, ekonomia, stosunki międzynarodowe, a nawet inżynieria i przede wszystkim ogromne zdolności pisarskie. No cóż, zawsze to ciekawa opcja i coś do pomyśłenia... :)
niedziela, 10 listopada 2013
Tutejszy 11 listopada
My, Polacy mamy nasz 11 listopada, ale Anglicy też nie zapomnieli o tym święcie i od soboty do poniedziałku obchodzimy tzw. "Rememberance Weekend" czyli weekend poświęcony pomięci poległych w I wojnie światowej. W ramach tego dzisiaj byłam na oficjalnych obchodach tego święta w wiosce, które polegały głownie na tym, że odbyło się oficjalne błogosławieństwo i oddanie czci zmarłym, co było, muszę przyznać, wzruszające i podniosłe. A przez cały weekend i jeszcze jutro wszyscy noszą przy marynarkach i kurtkach specjalnie zakupione czerwone maki w postaci "pins"-broszek. Nawet ponoć książe William i księżna Kate pojawili się w Londynie z tymi właśnie "poppy pins".
Tak to mniej więcej wygląda... :) |
sobota, 9 listopada 2013
Piątek wieczór
Oj, działo się wczoraj w internacie. Nie dość, że obchodziłyśmy jedne urodziny i z tego powodu załatwiłyśmy pyszny czekoladowy tort dla solenizantki, to jeszcze ja częstowałam polskimi krówkami przywiezionymi z domu, które wszystkim bardzo smakowały :)
niedziela, 3 listopada 2013
Już w szkole...
Dojechałyśmy już do szkoły, aczkolwiek muszę przyznać, że nie obyło się bez małych przygód. Lot przebiegł gładko i przyjemnie. Prawdziwe komplikacje pojawiły się już na ziemi, kiedy okazało się, że połowa pociągów na trasie Gatwick Airport-Mayfield, którymi planowałyśmy jechać nie jeździ ze względu na zeszłotygodniową wichurę. Do szkoły szczęśliwie dojechałyśmy, ale podróż zamiast zająć nam około półtorej godziny zajęła 3 i pół. Zamiast szybkimi pociągami jechałyśmy bardziej lokalnymi autobusami (aż trzema plus dwoma pociągami), po drodze przejeżdżając przez mnóstwo miejscowości, o których nie miałyśmy nawet pojęcia, że istnieją :) W ostatnim autobusie poznałyśmy nawet polskiego kierowcę, który specjalnie dla nas zatrzymał autobus na poboczu i wysadził nas pod samą szkołą, żebyśmy nie musiały iść :)
sobota, 2 listopada 2013
Wracam do Mayfield
Już jutro lecę do Mayfield. Właśnie jestem na etapie pakowania walizki :) Pobyt w domu był super i bardzo odpoczęłam, ale już czuję, że czas wracać do pracy, bo ja już raczej mam taki charakter, że za długo nie mogę siedzieć bezczynnie. Cały czas muszę coś robić. Ogromnie dziękuję mojej klasie w krakowskim V LO za bardzo ciepłe przyjęcie :) i mojej rodzince, za ogromne wsparcie. Będę tęsknić, ale przyjeżdżam już w grudniu.
czwartek, 24 października 2013
Powrót do domu
Przedwczoraj wylądowałam w Polsce i już drugi dzień jestem w domu :) Wreszcie mogę sobie trochę odpocząć i się wyspać no i trafiłam na naprawdę świetną pogodę, ale tak długotrwale to naprawdę cieszę się i doceniam, że przytrafiła mi się szansa chodzenia do szkoły w Anglii. :) Także na chwilę mała przerwa z blogiem, ale od 3 listopada wracam na bieżąco z moją relacją, także czekajcie. Pozdrowienia dla wszystkich ze słonecznej Polski!!!
niedziela, 20 października 2013
Battle of Ideas
Przez cały dzień siedziałam cicho i nic nie pisałam, bo byłam dzisiaj w Londynie na całodniowych wykładach-debatach . Wracam stamtąd całkowicie oszołomiona intensywnością, pracą umysłową, niesamowitą atmosferą i ogromnie inteligentnymi wykładowcami i chociaż było wiele rzeczy, których nie zrozumiałam, to wzbudziły one u mnie tylko życzenie rozumienia więcej i wcale się nie załamałam :) Tak jak już wspomniałam wybrałyśmy się z grupą koleżanek,a potem rozdzieliłyśmy się, bo każda miała swoje preferencje. Ja zaczęłam od debaty pod tytułem: "Globanomics: over the tipping point" na temat globalizacji w ekonomii, rozwoju Indii i Chin i zależności między Zachodem a resztą świata. Muszę przyznać, że ten pierwszy wykład był dla mnie niezłym wyzwaniem, bo chwilami nie mogłam nadążyć słownictwem, a co dopiero tokiem myślenia rozmówcy, ale jakoś sobie to wszystko powoli tłumaczyłam "w głowie" i starałam się robić notatki. Następnie trafiłam na niewykle jasną, ufff, i zrozumiałą debatę na temat migracji, która nie sprawiała większej trudności, a była niesamowicie ciekawa. Kolejny wykład był też ekonomiczny i nosił tytuł: "Cuts, cuts: what, where, why?" i miał zamiar chyba poruszać temat oszczędności rządowych w czasach kryzysu, ale skończył się prawdziwie po brytyjsku, czyli wojną słowną między Panią, która była działaczką Labour, a panem, który był działaczem Conservatives i analizowaniem Thatcheryzmu, czyli tak jak się tutaj większość konwersacji politycznych kończy (dzięki Bogu za Maggie Thatcher, naprawdę nie wiem, o czym oni by tutaj bez niej dyskutowali, zniknąłby im z agendy kontrowersyjny temat numer jeden). Ostatnia dyskusja dotyczyła wschodniej Europy, transformacji politycznych tamże właśnie i członkostwa krajów wschodniej Europy w Unii Europejskiej, więc przynajmniej poczułam się jak w domu. Muszę jeszcze dodać, że brukselski korespondent pewnej wpływowej brytyjskiej gazety bardzo pozytywnie wyraził się o Radosławie Sikorskim!!! i to podniosło poziom mojej dumy narodowej :) Swoją drogą polecam sprawdzić, jaki uniwersytet ukończył Sikorski. Dodatkowo, zainwestowałam także w książkę na temat kryzysu ekonomicznego napisaną przez jednego z mówców, która wydała mi się bardzo ciekawa i teraz mam rzetelny zamiar ją przeczytać. Tak więc ciekawy dzień pod każdym względem.
sobota, 19 października 2013
Sobotnie przedpołudnie...
W internacie wielkie pranie, łącznie z pościelą (w związku z wtorkowym powrotem do domu), a na dworze ULEWA!!! Prawdziwa brytyjska sobota ;)
sobota, 12 października 2013
Fotoreportaż z całodniowej wycieczki do Brighton ;)
Zaczęłyśmy od małych zakupów... |
Ja z Karoliną :) |
Słynny Royal Pavilion-były pałac królewski w stylu (uwaga!!!) indosaraceńskim (cokolwiek to znaczy)-czyli najdziwniejsza budowla świata |
Nie mogłam sobie odmówić zdjęcia, bo nie wiadomo kiedy po raz następny natrafię na tak niesamowite połączenie solniczek i cebul ;) |
Przy molo |
Kamienna plaża |
Zaleta chodzenia wszędzie w kaloszach-mogłam wejść prosto do wody |
czwartek, 10 października 2013
Magia... jednak istnieje-czyli o niespodziewanej wizycie w operze :)
Czasami zdarzy się w życiu jakaś niespodziewana sytuacja, która wydaje się być prezentem od losu i zaskakuje nas wtedy, kiedy tego potrzebujemy. Wczoraj zupełnie przez przypadek załapałam się na darmowy bilet, których szkoła dostała kilka do "jakiegoś teatru" i... dzisiejszy wieczór spędziłam w jednej z najsłynniejszych, najoryginalniejszych i chyba najdroższych oper świata.. Glyndebourne Opera (ceny biletów zaczynają się od 100 funtów i idą w górę). To opera położona w East Sussex w niesamowitym modernistyczno-parkowym stylu z pięknym ogrodami. Oglądaliśmy modernistyczną wersję "Hansel and Gretel", czyli "Jasia i Małgosi" i po raz kolejny uświadomiłam sobie, że wszystkie bajki (szczególnie braci Grimm) są niesamowicie głębokie, mają mnóstwo podtekstów i wątków, które można wyciągnąć na wierzch, potrafią być niesamowicie smutne w swoim wyrazie (mimo "happy endu"), pokazywać rzeczywistość na wiele sposobów a przede wszystkim, że nie są tylko dla dzieci. Do tego niesamowita muzyka (a Glyndebourne Opera jest znana z kunsztu, że się tak wyrażę), chwilami niepokojąca, chwilami idyliczna, świetni śpiwacy (oczywiście wszystko po niemiecku, więc jeszcze się nasłuchałam), najdziwniejsza wiedźma świata, nawiązanie do konsumpcjonistycznego stylu życia i to wszystko złożyło się na wspaniały wieczór. Muszę jeszcze dodać, że "peoplewatching" też się udał, bo przecież gdzieś ci bogaci bankierzy i elita podlondyńskiego East Sussex muszą spędzać wieczory ze swoimi rodzinami. Jednym słowem-niesamowita przygoda, która przytrafiła się zupełnie przez przypadek, jak to w życiu potrafi być :)
niedziela, 6 października 2013
Ręcznie robione robótki cd.
W dodatku chciałabym się jeszcze pochwalić karteczką, nad którą wczoraj pracowałam w ramach warsztatów robótkowych, i którą wyprodukowałam własnoręcznie różnymi technikami :)
Sztuka pisania esejów...
Muszę przyznać, że brytyjski system nauczania naprawdę potrafi uczyć krytycznego, samodzielnego myślenia i analizowania. Nie ma podręcznika, w którym odpowiedzi byłyby podane z tyłu książki (oprócz może matmy), a nawet często na zadawane pytania nie ma jednej odpowiedzi. Każdy formułuje swoją opinie, później dyskutujemy na ich temat, a nawet często nauczyciel myśli i sam się zastanawia nad danymi zagadnieniami.Pod tym względem wydaje mi się, że nauka jest o wiele bardziej kompleksowa i kreatywna. Natomiast bardzo mnie dziwi brytyjska miłość do esejów, ponieważ praktycznie wszystkie z moich przedmiotów są sprawdzane na egzaminach w formie esejów właśnie. W ekstremalnych sytuacjach jest oczekiwane, że w ciągu 10 minut wyprodukujesz 1,5 stronicowy esej, który musi być kreatywny, ładnie połączony, spójny i z mnóstwem przykładów. Tak wyglądają egzaminy i my to już w takiej formie ćwiczymy-czyli na niektórych lekcjach mam już esejowe zadania z mierzonym czasem. Troszkę mnie to stresuje, bo po prostu na wszystko nie starcza czasu!!! Trzeba myśleć szybko, spójnie i po ANGIELSKU! Pomijając fakt, że jak na razie te moje eseje są wszystkie nabazgrane, i czy ktoś się tego doczyta jest wątpliwą sprawą. Ale mam nadzieję, że stopniowo zacznę nabierać wprawy, bo przecież wszystko jest dla ludzi i wszystko jest kwestią treningu. Na koniec dodam jeszcze, że brytyjski "essay" nie ma nic wspólnego z polskim esejem, jako formą literacką (czyli "Barbarzyńca w ogrodzie" Herberta itd.), tylko może być wszystkim od opinii, przez rozważenia, do rozprawki włącznie :) Ciekawe, czy u nas za parę lat też się takie trend esejowy pojawi?
piątek, 4 października 2013
Piątkowy wieczór
Piątkowy, filmowy wieczór. Można trochę odsapnąć po tygodniu, a a propos jedzenia dzisiaj na kolację zaserwowali nam dla każdego małe opakowanie śmietankowo-karmelowo-czekoladowych lodów "Carte D'Or" nawet nie myślę o kaloriach... :) Oglądaliśmy film "The Impossible", trochę smutny i dramatyczny, ale i tak dało się oderwać od rzeczywistości :)
czwartek, 3 października 2013
W-f i sport w Mayfield
Sportowa strona Mayfield wygląda tak, że każdy ma godzinę obowiązkowego wf-u, który jest świetny. Do wyboru jest badminton, pływanie, fitness room lub body conditioning- czyli aerobik, yoga i pilates w jednym. Ja osobiście uczestniczę w body conditioning, które wygląda bardziej jak zajęcia na siłowni niż cokolwiek innego, a tym bardziej zajęcia wychowania fizycznego. Nie ma ocen, nie ma żadnej presji, krzyków i sprawdzianów. Po prostu fajna atmosfera, muzyka do ćwiczenia i każdemu od razu chce się działać!!! Co więcej można w pewnych godzinach chodzić pływać i do fitness room- akurat dla mnie. Oczywiście szkoła słynie także z jeździectwa konnego, chociaż to mnie nie dotyczy, ale jest tutaj mnóstwo dziewczyn, które jeżdżą na świetnym poziomie :)
środa, 2 października 2013
Takie jakby dni otwarte...
Wczoraj miałam okazję uczestniczyć w jakby dniach otwartych Sixth Form Centre (dwóch najstarszych roczników). Każdy przedmiot miał swoją klasę, w której był nauczyciel z danego przedmiotu, materiały na jego temat i uczniowie się go uczący. Przez cały wieczór rodzice wraz z córkami, które w przyszły roku prawdopodobnie będą się tutaj uczyć, chodzili od klasy do klasy i dostawali mnóstwo ulotek :) Ja też reklamowałam jeden z moich przedmiotów i muszę przyznać, że się nagadałam dużo po angielsku, ale było to ciekawe przeżycie. Zawsze chciałam coś robić w ramach dni otwartych więc wreszcie się moje marzenie spełniło.
Co więcej, dzisiaj rano wstałam wcześniej i pofatygowałam się o 7.45 na poranny trening biegania na boisku wśród porannych mgieł... i przez cały dzień byłam z tego powodu zadowolona z siebie... W końcu trzeba w życiu podejmować nowe wyzwania.
Co więcej, dzisiaj rano wstałam wcześniej i pofatygowałam się o 7.45 na poranny trening biegania na boisku wśród porannych mgieł... i przez cały dzień byłam z tego powodu zadowolona z siebie... W końcu trzeba w życiu podejmować nowe wyzwania.
wtorek, 1 października 2013
Poczta
Nikt dzisiaj już nie docenia poczty, a szkoda.
Zrezygnowaliśmy prawie całkowicie z pocztówek, listów, paczek i przesyłek. Nikt
już nie pamięta czasów, kiedy poczta była czymś naprawdę ekscytującym. Nie
pamiętamy, że kiedyś poczta była jedynym sposobem porozumienia się z
narzeczonym, mężem, czy rodziną, a na odpowiedzi czekało się dzień w dzień .
Kiedyś poczta byłą emocjami, dzisiaj jest tylko rutyną, a jedyne przesyłki,
które dostajemy, to te z banku i reklamowe. Ta romantyczna część mnie, chce
zbojkotować to wszystko i zacząć strajk: Przywróćmy poczcie emocje!!! Itd., ale
ta praktyczno-pragmatyczna zdecydowanie wybiera emaile i Facebook’a, ale w
ramach odśnieżenia mocy poczty postanowiłam wysłać parę pocztówek, a do których
szczęśliwców dojdą, to już mój sekret ( o ile się nie zagubią po drodze). Tak
więc jutro lub pojutrze wyruszę do wioski i staromodnie wyślę coś. Tak poza tym
chciałam dodać, że poczta w internacie oddalonym od większej cywilizacji wciąż
pozostaje powodem do radości (pomijając
fakt, że jednak głównym powodem są zakupy internetowe- do czego ta romantyczna
część mnie nie chce się przyznać) i wszystkie oczekujemy wszelkich przesyłek i
paczek, ja już dostałam trzy J
Tak więc dzisiaj po tym poście może czasem komuś zachce się fizycznie coś
wysłać i przez chwilę poczuć się… no, nie wiem… „oldschoolowo”???
niedziela, 29 września 2013
Herbata z mlekiem...
Zapewne wszyscy wiemy o typowo brytyjskiej tradycji picia herbaty z mlekiem, przez większość świata postrzeganej jako niezbyt apetyczna. Ja sama, w Polsce nie tknęłabym herbaty z mlekiem, a na samą myśl, niedobrze mi się robiło, no bo jak tu pić herbatę z MLEKIEM??? A tu, proszę, przykład, że jednak gusta się zmieniają. Oto Asia dzisiaj rano wstała i z własnej woli zrobiła sobie i wypiła herbatę z mlekiem :) Tak więc pojona tego typu napojem przez 4 tygodnie wreszcie się przyzwyczaiłam i... nawet mi to smakuje. Dodam jeszcze, że to wcale nie mit i Brytyjczycy naprawdę piją mnóstwo herbaty, która jest pyszna i mocniejsza niż ta polska. W kuchni mają nawet obok normalnego kranu (zazwyczaj) drugi kran, który cały czas ma zagotowaną wodę, tak, że można robić herbatę bez gotowania wody w czajniku. Genialny wynalazek!!!
sobota, 28 września 2013
Własnoręczne robótki...
Muszę się jeszcze pochwalić, że dzisiaj rano uczestniczyłam w kursie robienia biżuterii i udało mi się stworzyć moje pierwsze, osobiste, zrobione całkowicie samodzielnie kolczyki. Chociaż może wyglądają bardzo prosto, to jednak wszystkie zapięcia były robione i dopasowywane przeze mnie osobiście,a projekt samych kolczyków był zmieniany kilka razy. To wcale nie takie proste, bo kolczyk musi być zbalansowany, wydłużający itd... A oto efekt:
Wizyta w brytyjskim parlamencie…
Wczoraj w ramach przedmiotu Politics cała nasza „polityczna”
grupa wybrała się do brytyjskiego parlamentu. Mogliśmy się poczuć jak MP, czyli tutejszy poseł, stojąc w sali,
w której David Cameron regularnie siada (tej z zielonymi siedzeniami- polecam sprawdzić
w googlach), i jednocześnie jak Member of the House of Lords, czyli taki
senator( tylko znacznie bardziej prestiżowy, bo mianowany osobiście przez
królową) w sali House of Lords (tej z czerwonymi siedzeniami). Mogliśmy
podziwiać skrzynki na pocztę poszczególnych MP (cóż za niesamowite uczucie
postać sobie obok skrzynki pocztowej Davida Camerona-od razu się podnosi poziom
pewności siebie J),
złoty tron królowej, historyczne części
Parlamentu, czyli po prostu politykę brytyjską „od kuchni”. Pomyśleć tylko, ile
historycznych decyzji i wydarzeń miało tutaj miejsce, a potem pomyśleć, że
miałam okazję pochodzić po tej samej podłodze-bezcenne. Niesamowicie się
czułam, mogąc w tym uczestniczyć, bo, po pierwsze, normalne grupy turystów
raczej tutaj nie mają dostępu, a po drugie, to polityka brytyjska jest
fascynująca. Nie mówiąc już o tym, że pani przewodnik opowiedziała nam
wszystkie możliwe anegdotki, ale nawet udzieliła nam trochę informacji na temat
obowiązujących tu protokołów (żeby się wszyscy nie pozabijali ;) )Pierwsza
zasada wszyscy się nawzajem tytułują:
Honorable Lady, lub Honorable Gentelman !!!
No i po raz pierwszy od dwóch lat miałam okazję być w
Londynie i przypomnieć sobie, że coś takiego jak cywilizacja jednak istnieje J Niestety, nie było
zupełnie czasu na jakiekolwiek zdjęcia, pomijając fakt, że nie wolno było ich
nigdzie robić L
Ale udało mi się czekając w kolejce do prześwietlenia przez służby
bezpieczeństwa zrobić zdjęcie piątkowo-porannej, londyńskiej panoramie.
wtorek, 24 września 2013
Dziękuję
Dzisiaj liczba wejść na mojego bloga przekroczyła 2000 (nie licząc moich, oczywiście :) )!!! Dziękuję wszystkim, którzy znajdują chwilkę i czytają, jesteście dla mnie ogromnym wsparciem. Cieszę się, że mogę się z wami dzielić moimi przeżyciami. Miłego wieczoru!
niedziela, 22 września 2013
Noc, kiedy miasteczko zmienia się nie do poznania...
Jest jedna taka noc w roku kiedy spokojne, brytyjskie miasteczko zmienia się nie do poznania. Na ulicach królują kościotrupy, piraci, historyczne postacie tańczące w rytm bębnów a wszystko to wśród spowijającej okolicę mgły. Zaczyna się od paradnego przejścia wzdłuż ulic z pochodniami. Punktem kulminacyjnym jest tradycyjne, historyczne palenie krzyży, a wszystko kończy się w wesołym miasteczku. To chyba jedyna taka okazja, żeby przeżyć to wszystko naraz czyli... Mayfield Carnival Bonfire Night 2013!!! Robi ogromne wrażenie. Sama tradycja nawiązuje do Gunpowder Plot i Guya Fawkes, ale w Mayfield występuje w specjalnym, lokalnym wydaniu!!! Niesamowita atmosfera: jarmark połączony z czymś historyczno-legendarnym.
I po raz kolejny sobotnia popołudniowa wyprawa do Tunbridge Wells po... PŁYN DO PŁUKANIA!
Muszę jeszcze przy okazji dodać, że, oczywiście, pokusiłam się jeszcze także na inne rzeczy po drodze.
sobota, 21 września 2013
wtorek, 17 września 2013
Brytyjski system parlamentarny
Na moich lekcjach w ramach przedmiotu Politics powoli odkrywam uroki brytyjskiego parlamentu i, muszę przyznać, że jest to chyba jedna z moich ulubionych lekcji. Dzisiaj na przykład omawialiśmy wszystkie referenda, które się do tej pory odbyły w UK. W porównaniu do polskiego WOS-u jednak, to jest to zupełnie co innego. Uczenie polega bardziej na koncentrowaniu się na jednej kwestii i omawianiu jej ze wszystkich możliwych perspektyw, w Polsce to jest raczej pędzenie z materiałem. Wszystkie lekcje są bardziej dyskusjami niż wykładami (Wow!!!). Tak mi się jakoś zebrało na refleksje... Po prostu zupełnie inne systemy szkolnictwa.
niedziela, 15 września 2013
Jeżyny, jeżyny...
Dzisiejsze popołudnie spędziłam na pieczeniu z koleżankami pysznych babeczek z jeżynami. Co wcale nie było takie proste, szczególnie w mim przypadku bycia "antytaleńciem" kulinarnym, ale jakoś podołałam. Aczkolwiek muszę przyznać, że była to cała przygoda... Ponieważ okolica słynie z ogromnej ilości krzaków jeżynowych, to postanowiłyśmy z koleżankami pozbierać trochę i upiec z nich muffinki. No cóż, niezbyt polecam łażenie po krzakach, ponieważ całe ręce mam pokłóte a za paznokciami fioletowo :) ale za to cały czas sobie powtarzałam jakie te owoce muszą być ekologiczne-prosto z serca angielskiej wsi, później zabrałyśmy się za ich pieczenie w tzw. "common roomie". Po wielu dyskusjach, udało się :) Co za radość!!! To niesamowite przeżycie pokroić muffinki na kawałki, zwołać cały "house", rozczęstować wszystkie, po czym poczuć się świetnie przemycając do swojego pokoju swoją własną nietkniętą muffinkę :) Jeśli tylko ktoś by sobie życzył przepis, to chętnie prześlę mailem :)
Modernistyczny klasztor
Chciałabym też trochę opisać nowe Sixth Form Centre, w którym uczą się najstarsze, czyli 12 i 13ste roczniki (a wśród nich ja), ponieważ jest to chyba najbardziej nowoczesne miejsce na szkołę, jakie mogę sobie wyobrazić. Otóż jest to stary budynek średniowiecznego klasztoru, który został w tym roku odremontowany w minimalistyczny i modernistyczny sposób od środka, a z zewnątrz ciągle wygląda jak średniowieczna budowla. Są tutaj klasy z komputerami i tzw "whiteboards"-inteligentnymi tablicami", których (SZOK!!!) używają wszyscy nauczyciele :) Jest też tzw. "study space", miejsce dla każdej uczennicy, w którym może się indywidualnie uczyć, czyli po prostu ogromne biurko tylko do twojej dyspozycji. Jest też common room dla uczennic, w którym znajduje się ogromny telewizor (takie właściwie kino domowe), miękkie sofy, wielkie poduchy do siedzenia i aneks kuchenny, w którym można sobie robić np. herbatę i jeść przekąski (a na lekcjach można pić!!!). To nasze nowe Sixth From Centre otwiera się oficjalnie dopiero pod koniec miesiąca, ale już z niego korzystamy :) i wszystkie je uwielbiamy.
sobota, 14 września 2013
Niby tylko 5 funtów, a ile szczęścia...
Dzisiaj też zarobiłam moje pierwsze brytyjskie pieniądze poprzez... pracę na tzw. "zmywaku" w szkolnej kuchni. W weekendy dosyć często uczennice mogę sobie w ten sposób dorobić i postanowiłam dołączyć do tych "przedsiębiorczych" :) Ale, wcale nie było to takie proste, bo, musiała przejść kurs "Basic Hygiene when Handling Food" i dostać specjalny certyfikat. Było warto, bo umiem już uruchamiać wyparzarkę, zmywarkę itd.,a w końcu nigdy nie wiadomo, jakie umiejętności mogą się człowiekowi przydać w przyszłości. A co kupię za moje świeżo zarobione 5 funtów? Jeszcze sama nie wiem, musi to być jakaś specjalna przyjemność, ale po dzisiejszym... na pewno nie JEDZENIE!!!
Bardzo brytyjska szkoła
Właśnie wróciłam z historycznej wycieczki po szkole. Dobrze wiedzieć, że w pracowni komputerowej była komnata Elżbiety I, pod dywanem w jadalni mieści się średniowieczna studnia z X wieku, właścicielem Old Palace-czyli budynku, w którym mieści się dzisiaj kaplica i Sixth Form Centre (czyli klasy roczników 12 i 13, do których należę), był Lord Thomas Gresham-założyciel brytyjskiej giełdy i Bank of England, a w dodatku szkoła posiada też tak ciekawe artyfakty, jak .... akcesoria do jazdy konnej królowej Wiktorii... :)
wtorek, 10 września 2013
Źeński Hogwart...
A czy kiedykolwiek wspomniałam, że mieszkam i uczę się w budynkach z XIV-ego wieku, z duszą i historią? To prawie taki źeński Hogwart, tylko, że bez magii, albo przynajmniej z innym rodzajem magii :) Wśród szkolnych budynków jest piękna kaplica z XIV wieku wybudowana przez Arcybiskupa Canterbury, który miał tutaj swoją siedzibę. I jest to niewątpliwie miejsce z charakterem. To przywilej móc tutaj przebywać, ponieważ szkolne budynki są otwarte dla publiki tylko jeden dzień w roku. Nie mówiąc już o liczbie tajemnych przejść, korytarzy, korytarzyków i dziedzińców. Przez resztę czasu są używane tylko przez szkolną społeczność. Zamieszczam kilka moich własnych (średnich technicznie zdjęć), polecam "wygooglowanie" sobie więcej informacji na temat szkoły, i obiecuję, że będę zamieszczać więcej zdjęć :)
niedziela, 8 września 2013
Śpiewać każdy może itd. ...
Dzisiaj dołączyłam do niedzielnego chóru kościelnego i przez równą godzinę zdzierałam sobie gardło na łacińskich i angielskich pieśniach sakralnych :) oraz próbowałam sobie przypominać jak czytać nuty. To tutaj w szkole bardzo duża rzecz, więc może aż tak szybko mnie nie wyrzucą. Zobaczymy, ile wytrzymam. Jak zawsze trzymajcie, proszę, kciuki!!! Tak poza tym, to jeszcze pływałam na basenie, przy tak pysznym jedzeniu, jakie tutaj jest muszę uczynić pływanie rzeczą regularną :) A teraz zabieram się do pracy domowej, którą, oczywiście, zostawiam na ostatnią chwilę ;) A tu, proszę, dowód na to, że chór jest tutaj dużą sprawą
sobota, 7 września 2013
Popołudnie w Tunbridge Wells
Zamieszczam parę zdjęć z Royal Tunbridge Wells, miasteczka położonego malowniczo w hrabstwie Kent, które swoją nazwę zawdzięcza królewskim łaźniom, które się tam kiedyś mieściły :) I, zaskakująco, świeciło SŁOŃCE!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)